7/19/2016

Rozdział XII Misja

   Po wyjściu z organizacji przywitał nas gorejący na horyzoncie świt. Było parno. Mokre od rosy źdźbła trawy ocierały się drażniąco o kostki.  Zapowiadał się gorący dzień. W sam raz na długą podróż, ech.

   Szłam tuż za Kisame i Itachim, postanowiłam na razie nie zrównywać się z nimi. Rozpoczynanie dnia od konfrontacji z Uchihą nie znajdowało się na liście moich marzeń. Jednak nawet jego obecność nie była w stanie ugasić mojej ekscytacji, która nie dawała mi spokoju już od wczoraj.

   Poprzedniego dnia Lider wezwał naszą trójkę do swojego gabinetu. Stojąc przed jego biurkiem, gdy on bezczelnie siedział i na nas nie patrzył, zostaliśmy zapoznani z realiami zadania. Nie wydawało się być trudne. Wręcz byłam zdziwiona, że posyła aż trójkę shinobi na taką misję. Jednak nie miałam zamiaru podpadać Peinowi i swoje obiekcje zachowałam dla siebie. Mieliśmy skontaktować się z informatorami z kraju Wody, a także sprawdzić jedną z domniemanych, aczkolwiek zapewne już opuszczonych kryjówek nosiciela Sanbiego.

   Wieczorem byłam taka zdenerwowana, że na samą myśl o misji robiło mi się na przemian raz zimno, a raz gorąco. W dole brzucha pełzało mi coś nieprzyjemnego i powodowało, że co chwila przechodził mnie dreszcz. Przewaliłam cały swój pokój w poszukiwaniu, jak mi się zdawało niezbędnych rzeczy. Zastanawiałam się, co powinnam ze sobą zabrać. Do głowy przychodziły mi różne głupoty, więc próbowałam sobie przypomnieć, co brałam na misje w Konoha, jednak jak na złość wszystko zapomniałam, jak ręką odjął. Skończyło się na tym, że uzupełniłam ekwipunek i zrobiłam kanapki. Jednak czy gdybym teraz spakowała prowiant, to by mnie nie wyśmiali? A w ogóle jak długo potrwa ta misja? Zamyślona postanowiłam jeszcze zapakować ubranie na zmianę. Prychałam i wzdychałam pod nosem dławiąc się moją niemocą. A jak się wygłupię? Nie zniosłabym kolejnego pogardliwego spojrzenia Uchihy, spłonęłabym ze wstydu. A Kisame? Pewnie uśmiechnąłby się z politowaniem. Zagryzłam wargę.

   Stres podsyłał mi non stop nowe głupie pytania i wizje. Byłam jak struta, ale jednocześnie w piersiach czułam rozlewające się ciepło. Gdzieś tam na granicy mojej świadomości płonęło ognisko ekscytacji.  Z jednej strony bałam się, ale z drugiej nie mogłam się wręcz doczekać. Może to głupie z mojej strony, może dziecinne, mimo to czułam, że wchodzę na nowy poziom. Dołączając do Brzasku, tak jakby, rozpoczęłam życie na nowo, a idąc na pierwszą misję związuję się z organizacją  jeszcze mocniej. Zapuszczam korzenie i wpijam się w jej grunt, manifestuję swoją przynależność.

   Nie mogłam zasnąć. Po ułożeniu się w łóżku, przewracałam się tylko z boku na bok. Próbowałam różnych sposobów by zmusić się do snu - liczyłam barany, oczyszczałam umysł z natłoku myśli (choć to było bezowocne), a nawet naciągnęłam kołdrę na głowę i zacisnęłam dłonie na uszach, by wyeliminować wszystkie rozpraszające bodźce i nic. Pozostało mi tylko jedno. Złoty środek, który zawsze działa – gorące mleko.

   Zdesperowana zsunęłam się z posłania i ruszyłam do kuchni. Gorące mleko to mój stary sposób na bezsenność. Odkąd pamiętam, gdy dręczące mnie koszmary nie pozwalały usnąć, wypijałam szklankę parującego płynu, tuliłam się do miękkiego futerka Miyuru i zasypiałam jak dziecko. Kilka godzin snu to teraz sprawa nadrzędna. Dobrze wiem jak to się skończy, jeśli wyruszę na misję niewyspana. I podejrzewam, że pierwszymi osobami które ukrócą mój marny żywot nie będą wrogowie, ale towarzysze broni.

   Przy stole siedziała Konan. Skinęłam jej głową i zabrałam się za przygotowywanie mleka. Niebieskowłosa dziewczyna półmartwa wisiała nad kubkiem kawy. Jak na dłoni było widać, że nie była to jej pierwsza nieprzespana noc. Chciałam ją jakoś zagadnąć, ale zabrakło mi słów. Nie wiedziałam, o czym miałabym z nią rozmawiać. Niby tematów było wiele, ale w tej właśnie chwili nic nie przychodziło mi do głowy. Mimo wszystko przysiadłam się i nawet przez moment utrzymywałam kontakt wzrokowy. Jednak po chwili zakłopotana spuściłam oczy i schowałam nos w kubku.
 -Jutro pierwsza misja, co? – Zaczęła niezręcznie, wybawiając nas od kłopotliwej ciszy.
-Myhym. – Mruknęłam w kubek. Co robić? Co robić? Poczułam krew uderzającą mi do głowy i język sztywniejący jak kołek. Miałam wrażenie, że każde słowo, które wypowiem zamieni się w bełkot. Starsza dziewczyna onieśmielała mnie, była (byłą) jedyną przedstawicielką płci pięknej w Akatsuki, co stawiało ją na pozycji mojego guru. Chciałam wypaść przed nią jak najlepiej, co sprawiało, że zachowywałam się jak kompletna kretynka.

   Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Otworzyć się i zacząć mówić jak najęta? Wypytywać, jak to jest na pierwszej misji? A jak to? A jak tamto? Poprosić ją o jakieś rady? Nie, to do mnie nie przemawia. A może pozostać bierną? Pozwolić jej przejąć inicjatywę?

   Konan wyglądała jakby też nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować. Skonsternowana starła niewidzialny pyłek z blatu stołu.
-Zdenerwowana?
-Tak. – Przełknęłam ślinę, miałam nadzieję, że usunie to kluchę uniemożliwiającą mi sklecenie dłuższego zdania niż jedno słowo.
-Najlepiej mało się odzywaj i staraj się nikomu nie wchodzić w drogę. – Poradziła starsza dziewczyna. – Itachi nie lubi, jak ktoś mu zawadza. Jeśli będziesz trzymać się z boku, przeżyjesz.

   Przestraszona spojrzałam na nią wielkimi jak spodki oczami. Mina mi zrzedła, a nogi zaczęły się trząść. Ale czego ja się spodziewałam? Przecież jak na dłoni widać, że większość z członków tej organizacji to profesjonaliści. A wytrącenie profesjonalisty, skupionego na swojej pracy najczęściej równa się z niemałymi obrażeniami.
-Nie rób takiej miny, nie będzie tak źle. – Konan uśmiechnęła się delikatnie, jakby próbowała dodać mi otuchy, ale nie bardzo wiedziała jak się za to zabrać.
-Mam nadzieję, że wrócę w jednym kawałku. Z tego co się nasłuchałam wynika, że Uchiha jest niezrównoważony psychicznie i bardziej boję się jego niż samego zadania. – Wypaliłam. Tak po prawdzie to samej misji nie bałam się wcale. Bo co niby mogło się stać? Przecież to będzie zwykłe przekazanie informacji, których zapewne nawet nie usłyszę. Pogadamy ze szpiegami, połazimy po zapleśniałej jaskini i tyle. Tak mi się przynajmniej wydawało.

   Od wyruszenia z siedziby Akatsuki minęły dwie godziny, które spędziliśmy na intensywnym biegu. Prowadził Itachi. Któż by się tego spodziewał? Zastanawiało mnie to, czy Kisame dobrowolnie daje się sobą rządzić z wygodnictwa, czy z rzeczywistej przewagi Uchihy nad nim. Na pierwszy rzut oka to niebieski wydawał się być silniejszy. Był wysoki i postawny, a do tego na plecach nosił ogromny miecz. To budziło respekt.  Itachi nie prezentował sobą nic nadzwyczajnego. Ot zwykły shinobi. Ale jednak to o nim krążyły wręcz legendy, o jego bezwzględności i okrucieństwie. O tym jak wymordował cały swój klan z wyjątkiem małego braciszka. Siła Uchihy odbijała się w jego martwych nieruchomych oczach. Spoglądając w nie widziało się śmierć.

   Kisame zarządził zwolnienie tempa. Dał do zrozumienia, że nie wierzy w moją wytrzymałość fizyczną i woli przystopować bym dała radę dotrwać do końca podróży. Oburzyłam się i oczywiście zaczęłam zapewniać, że dla mnie taka wędrówka to bułka z masłem. Hoshigaki zaśmiał się tylko i zignorował moje zaręczenia.
-Katsumi. – Zaczął rozmowę niebieski. – To co pokazałaś wczoraj, czy to było twoje kekkei genkai?  -  Oho, niewygodne pytanie. Bo niby co mam mu powiedzieć? Prawdę? Że tak w sumie to do końca nie wiem? Kto normalny nie wiedziałby o takich rzeczach?
-Myhm – Mruknęłam pod nosem.
-Nie chwaliłaś się wcześniej, że umiesz takie cuda! – Mój rozmówca zachwycił się. Nie mówiłam, bo sama nie miałam o tym pojęcia.
-Cóż…
-Nie bądź taka skromna. Element szkła. Nigdy o nim nie słyszałem. Z jakiej wioski pochodzi?
-Nie wiem.
-Co…? Ach tak zapomniałem. – Stropił się, ale po chwili znów odzyskał rezon. – Jesteś jak nieoszlifowany diament. Myślałem, że  nic tu po tobie, ale jak się podszkolisz to kto wie. – Podkreślił charakterystycznie końcówkę zdania.

   Po długiej drodze spędzonej głównie na milczeniu dotarliśmy do miejsca wskazanego jako domniemana kryjówka jinchuriki. Była to najzwyczajniejsza w świecie jaskinia. Prawda, położona w odosobnieniu, z dala od siedzib ludzkich, ale wciąż zwyczajna. Rozglądałam się ciekawie, wypatrując choćby najmniejszych śladów bytowania tu kogokolwiek. Nagle zauważyłam stertę liści i ściółki przygotowaną na kształt leża, usytuowaną w najgłębszym rogu groty. Nad posłaniem na ścianie widniały rysy, przypominające szramy po pazurach.
-Och… - Westchnęłam, przykładając dłoń do ust. W dole brzucha odezwała się niezdrowa fascynacja. Czy tu naprawdę mieszka ktoś taki jak ja? W takiej norze? To trochę przerażająca myśl.
-Nie nakręcaj się. – Burknął Itachi. – Ktoś próbuje zrobić z nas idiotów.
-Czego innego mógłbym się po tobie spodziewać, Itachi? Od razu zorientowałeś się, że to podpucha.
-Co…? Ale jak to? – Nie rozumiałam co się dzieje. W ramach odpowiedzi otrzymałam pogardliwe spojrzenie onyksowych oczu.
-To nie pierwszy raz, gdy otrzymujemy fałszywą informację . – Wyjaśnił Kisame.
-Po co ktoś by miał was zwodzić?
-Po co? – Rybolud zaśmiał się złowieszczo. – Zaraz się dowiemy. – Wyszczerzył swoje rekinie zęby, co sprawiło, że po moich plecach przeszedł zimny dreszcz.

   Wyczułam czyjąś obecność na zewnątrz jaskini. Nastawiłam uszy by lepiej słyszeć. Zorientowałam się zbyt późno, moi kompani już ruszyli sprawdzić, kto nas odwiedził. Obcy ninja był zamaskowany. Gdy tylko zobaczył  Akatsuki, zaczął się nerwowo wycofywać. Kisame nie dał mu na to szansy. Jednym susem doskoczył do nieznajomego i chwycił go za gardło. Niespodziewanie shinobi rozpłynął się w powietrzu. Wściekły Hoshigaki warkną do Itachiego.
-Mogłeś uprzedzić mnie, że to tylko klon. – Uchiha spojrzał na towarzysza beznamiętnie.
-Zabezpieczyli się, nie chcieli zostać wykryci.
-Co to za gówno? Czemu się w ogóle tym przejmujemy? – Kisame widocznie był nabuzowany. Przestraszyłam się, nigdy go takim nie widziałam. Niebieski zawsze był miły i opanowany, ale teraz zachowywał się jak prawdziwy rekin, który poczuł krew ofiary. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem, ale i lekką fascynacją.
-Nie ważne. Uspokój się, misja się jeszcze nie skończyła. – Nie zaszczycając nas większą uwagą, Itachi ruszył przed siebie.

   Gdy dotarliśmy do wioski, niebo na horyzoncie zasnuło się ciemnymi chmurami. Nic dziwnego, tak parna pogoda i to ciągłe napięcie w powietrzu musi zakończyć się burzą.
   Wioska była niewielka i wyglądała jak każda inna znajdująca się na obrzeżach jednego z krajów.  Małe obskurne budyneczki  w burych kolorach stały blisko siebie, tworząc wąski labirynt. Wiele z okien było pozabijane deskami, widać że interes nie rozwijał się tu prężnie. W sumie to dosyć dziwne, zazwyczaj znajdujące się na pograniczu państw osady, cieszyły się popularnością. Podróżni często zatrzymywali się w nich, by zjeść coś lub skorzystać z noclegu. Tej całej biedzie i zastojowi winna była wojna, co do tego nie miałam najmniejszych wątpliwości. Ludzie w obecnych czasach niechętnie podróżowali. Przemieszczali się z kraju do kraju tylko w razie konieczności. Nikt nie grzeszył pieniądzem, ale każdy dbał o swoje życie, a żeby bezpiecznie ganiać po świecie potrzebna była obstawa, a ona nigdy nie była tania. Na wynajem wyszkolonych shinobi w charakterze eskorty pozwolić sobie mogło niewielu. Często bywało tak, że cała wioska musiała składać się, by jej przedstawiciel mógł bezpiecznie udać się z wizytą do zagranicznych sąsiadów czy to w sprawach handlowych, czy towarzyskich, czy jeszcze innych. Taka sytuacja nie sprzyjała nikomu. Im mniej pieniędzy mieli zwykli obywatele, tym mniej zarabiali ninja, a każdy musiał z czegoś żyć.

   Szliśmy prosto w gąszcz domków. Czułam się nieswojo. Miałam wrażenie, że każdy się nam przygląda. Musieliśmy się okropnie rzucać w oczy w tych płaszczach w charakterystyczne czerwone chmurki i w sakkatach na głowach, za bardzo wyróżnialiśmy się z tłumu.  Starałam się nie rozglądać zbyt natarczywie, by dodatkowo nie zwracać na siebie uwagi, jednak zarejestrowałam coś, co mnie bardzo zdziwiło. Większość ludzi mijających nas, wbijała wzrok w swoje stopy lub odwracała głowy.  Zastanawiające.
-Hej nie spinaj się tak. – Podskoczyłam jak spłoszona sarna, gdy Kisame znienacka położył mi rękę na ramieniu. – No właśnie o tym mówiłem. – Obrzuciłam go groźnym spojrzeniem.
-Jak mam się nie spinać?! – Syknęłam. – Czy wy w ogóle nie martwicie się, że możemy zostać rozpoznani? – Hoshigaki tylko uśmiechnął się z politowaniem, co w wykonaniu jego i jego ostrych, przypominających rekinie, zębów wyglądało dosyć złowieszczo.
-Nie martw się, nie rozpoznają nas, a nawet gdyby, to co niby mogli by zrobić? – Jego niebieska brew kpiarsko podjechała do góry.
-No nie wiem? Może powiadomić władze? ANBU? Kogokolwiek? – Pokręciłam głową, wypowiadając oczywistości.
-Hah to zabawne. Nie mieli by z nami najmniejszych szans. Rzecz jasna jeżeli dotarli by na czas.

   Wolałam porzucić ten temat. Od momentu gdy przyłapaliśmy szpiega w lesie, nie mogłam spojrzeć na Kisame bez zimnych dreszczy biegnących mi po plecach. Czułam bijącą od niego grozę. Jego czakra szalała, wciąż eksplodowały z niego jej olbrzymie pokłady i obijały się o wszystko, co znajdowało się w ich zasięgu. Miałam wrażenie jakby dziwna lepka substancja wciąż i wciąż się o mnie ocierała, szukając zaczepki.  Zastanawiałam się, czy Itachi też to czuje. Ale nawet gdyby tak było, to nie dawał po sobie tego w żaden sposób poznać.

   Zatrzymaliśmy się na środku niedużego placu, gdzie ktoś już na nas czekał. Był to mężczyzna w średnim wieku, ubrany w workowaty strój,  niepozwalający zbyt wiele powiedzieć o posturze osobnika, go noszącego, a w dłonie dzierżył zwój – cel naszej misji. Nie był sam. Za nim stało kilku zamaskowanych shinobi, o niezidentyfikowanej płci. Naszym przedstawicielem został Itachi, a ja i Kisame staliśmy z tyłu. Nie słyszałam co mówią. Wymienili ze sobą, chyba tylko ze dwa słowa, po czym Uchiha oddalił się od informatora o kilka kroków.  Myślałam, że od razu podejdzie do nas i ruszymy w drogę powrotną, jednak on stanął i powoli obracał zwój w dłoni. Czekałam i obserwowałam Itachiego w skupieniu. Chłopak po chwili bezruchu szybkim ruchem rozpieczętował dokument, a potem wszystko potoczyło się tak szybko, że nie wiem co dokładnie się stało.

   Nagle pociemniało mi w oczach i poczułam jak coś twardego we mnie uderza i zwala mnie z nóg. To był Kisame, osłonił mnie przed napastnikiem. Gdyby nie on to… To leżałabyś teraz martwa, a ja razem z tobą, głupia dziewucho. Rusz się w końcu!  Demon krzyczał mi w myślach, co w cale nie pomagało. Powiedziałabym, że wręcz utrudniało skupienie się na sytuacji. Wszędzie było pełno szarego dymu, nic nie mogłam dojrzeć, słyszałam tylko szczęk zazębiającej się ze sobą broni i sapnięcia walczących.
-Katsumi, wszystko dobrze? – Spytał niebieski.
-T…tak. – Stęknęłam, podnosząc się z ziemi.
-To co tam jeszcze robisz? Walcz! – Warknął Uchiha.

   Wokół panował prawdziwy chaos. Nie mam pojęcia skąd wzięli się ci wszyscy wrodzy ninja, jakby wyrośli spod ziemi. Choć może tak było, ale w takim razie dlaczego Itachi nie zareagował? A może właśnie to zrobił? Bo niby dlaczego miałby otwierać ten zwój? Idiotka, mniej myślenia, więcej walki. Weź w końcu jakąś broń do ręki, bo zginiemy! Poczułam jak coś ociera się o moje myśli. No chyba że wolisz, żebym to ja załatwił sprawę. Nie wiem jak to możliwe, ale zobaczyłam jak demon się uśmiech. Nie był to przyjemny widok, ale sprawił, że w końcu otrząsnęłam się. Jednak trochę za późno. Zamaskowany przeciwnik korzystając z mojego rozproszenia, ciął mnie zakrzywionym ostrzem w ramię. Krzyknęłam z bólu. Czułam jak żelazo przecina mięśnie, naczynia i nerwy prawej ręki – ręki od miecza.

   Gdybym mogła uderzyłabym się teraz w twarz, ale jedyne co w tym momencie byłam w stanie zrobić, to skulenie się z bólu i poczucia beznadziejności. Nie mogłam uwierzyć w to jak łatwo dałam się pokonać już na początku walki. Chciałam rozpłakać się, krzyczeć, bić i tupać nogami z głupoty jaką się wykazałam. I słusznie, niemądry człowieku. Ja się poświęcam, uczę cię, a ty nawet nie potrafisz upilnować naszego ciała. Nekomata westchnął z pogardą.

  Żaden z moich towarzyszy nie zauważył mojej klęski, więc nie miałam co liczyć na pomoc z ich strony. Zdesperowana odskoczyłam by uniknąć kolejnego ciosu. Trzymając lewą ręką prawe ramię, miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Kończyna niebezpiecznie chybotała się tylko na torebce stawowej, mięśniu czworobocznym i części naramiennego.
-Znajdź sobie jakieś spokojniejsze miejsce. – Zakomenderował demon. Tylko jak to zrobić, gdy przede mną stoi żądny krwi shinobi. Zaczęłam się niezgrabnie przemieszczać w stronę Kisame, mając nadzieję, że przejmie mojego przeciwnika.
-Możesz iść, ale skup się na ranie. Skieruj tam czakrę. – Dalej radził Nibi. Niespodziewanie poczułam rozchodzące się w miejscu zranienia mrowienie i dziwne ciepło. Wyraźnie czułam jak mięśnie z powrotem splatają się w jedność, a ręka odzyskuje czucie.
-Nie pytaj co zrobiłem i jak, później ci wszystko wyjaśnię, a teraz atakuj.

    Gdy odzyskałam już kontrolę, błyskawicznie wykonałam kilka pieczęci, by poczęstować napastnika gradem szklanych igieł. Nie zniechęciło go to, był uparty. Dłonie złożyłam w odpowiednie znaki, by utworzyć katanę. Chwyciłam pewnie miecz w świeżo wyleczoną rękę. Staliśmy nieruchomo, obserwując swoje ruchy. Na szklaną klingę spadło kilka kropel deszczu.

   Ruszył jako pierwszy. Jego zakrzywione ostrze bezlitośnie siekło w moją klingę. Uskok, parada i cięcie. Zamachnęłam się z dołu, nie spodziewał się tego. Katana którą walczyłam, weszła jak w masło w nogę mojego przeciwnika. Nagle przeraziłam się tego, co zrobiłam. Krewa zaczęła sikać z otwartej rany, tworząc na podłożu ciemno czerwoną plamę. Nie pamiętam bym kogoś tak zraniła. Oczywiście wiele razy brałam udział w misjach, gdzie trzeba było walczyć, ale wtedy wszystko odbywało się jakoś inaczej. Rozdygotana stałam przed prawie beznogim mężczyzną. Nie zauważyłam nawet, że moi kompani już skończyli walczyć. Deszcz padał coraz mocniej.
-Proszę nie zabijaj mnie. – Mój przeciwnik skulił się i ścisnął ranną kończynę. Zabić? Dlaczego miałabym go zabić? Dlaczego? Nie, nie mogłabym. Przecież to właśnie tego, próbuję uniknąć – mordowania. To dlatego przez lata nienawidziła i bałam się Nekomaty. To dlatego dołączyłaś do organizacji terrorystycznej. Zironizował demon.
-Dobrze wiesz, że nie miałam wyboru! – Krzyknęłam rozhisteryzowana. Gdybym nie trzymała miecza w dłoni, z pewnością złapałabym się za głowę i rwała z niej włosy. Itachi i Kisame spojrzeli w moją stronę. Mężczyzna kulący się przede mną, jękną i zacisnął mocno powieki.
-Proszę… - Przerażona kręciłam głową. Błagający, źle odczytał ten gest i przeraził się jeszcze bardziej.
-To dlatego uczyłaś się walczyć, tak? Żeby teraz stchórzyć? Takie jest życie moje ty głupiutkie naczynie. Jeśli ty nie zabijesz, to zabiją ciebie. Popatrz na niego, na tą nędzną kreaturę. Jak się kuli w błagalnym geście. Przykro ci? A teraz zobacz, gdzie wędruje jego prawa dłoń, widzisz? Sięga po kunaia, chce cię zabić. Bez nogi będzie mógł żyć, ale najpierw musi uciec, a na drodze do wolności stoisz ty. Albo ty albo on. No już, zabij go. 

   Błędnym wzrokiem ogarnęłam całą sytuację. Deszcz zacinał już bardzo mocno, w oddali słychać było grzmoty. Moi towarzysze stali, pochyleni ku sobie, a mokre zimne krople  odbijały się od ich płaszczy. Kurczowo trzymałam miecz, dłonie mi drżały od ciągłego napięcia mięśni.
-Ona zaraz straci kontrolę. – Szepnął Uchiha w stronę niebieskiego. Kisame tylko uśmiechnął się złowieszczo.

   I nagle wszystko zrozumiałam. Przecież to było oczywiste dlaczego idziemy na misję aż we trójkę. Wcale nie przez trudność misji, nie przez możliwość napotkania wrogich ninja. To przeze mnie. Przez ewentualną utratę kontroli nad sobą. Zabij go. Znów pokręciłam przecząco głową. Zabij!
-Nie. – Załkałam.
-Zabij albo ja to zrobię. A może tego właśnie chcesz? – Dlaczego to powiedział? Dlaczego mógł choć pomyśleć, że chciałabym aby mną zawładną.
   Stałam na rozdygotanych nogach, deszcz zmywał ze mnie krew z zagojonej już rany. Płakałam. Moja ofiara też płakała. Zrób to!
-Zabij go! – Krzyk Kisame pełen był agresywnej złości. – Rusz się!

   Załkałam i postawiłam krok do przodu. Wysunęłam miecz, a mój przeciwnik spanikowany zaczął się cofać.
-Nie, nie! Przestań! – Głos załamał mu się ze strachu. Zacisnęłam mocno powieki. Nie chcę tego robić.
-Głupia dziewczyno tnij! – Niebieski był bardzo rozemocjonowany. Czułam, że zaraz zwariuję. To co działo się w mojej głowie i wokół mnie, to był istny chaos. Świat zaczął kręcić się w zawrotnym tempie, a mi zrobiło się niedobrze.

   Nagle zostałam popchnięta i zwalona z nóg, już drugi raz w ciągu tego dnia. Do moich uszu dotarł głuchy jęk uciekającego z ciała życia. Niemrawo podniosłam głowę by ocenić sytuację. To Itachi szybkim ruchem poderżnął gardło rannemu mężczyźnie. Pełen tego swojego zimnego spokoju spojrzał na mnie z pogardą.
-Wstawaj. Ruszamy, nic tu po nas. Zdrajcy zostali ukarani.

   Ciężko było podnieść się z ziemi, czułam się jakby ktoś mocno mi przyłożył w potylicę. Z wycieńczenia utraciłam władzę nad czakrą. Mój miecz rozprysnął się na milion kawałeczków, kalecząc mi przy tym ręce. Drobne ranki zagoiły się nadzwyczajnie szybko, ale ja nawet nie zwróciłam na to uwagi. Szłam ze spuszczoną głową, mokre włosy oblepiały mi twarz. Nie miałam ochoty na nic patrzeć. Zrezygnowana powłóczyłam nogami. Czas wracać do organizacji.

   Byłam zła, rozczarowana i mocno zaniepokojona. Marzyłam o ucieczce, o tym by znaleźć się daleko stąd i nie musieć konfrontować się z Liderem, Kisame, Itachim, ani z Nekomatą. Moim obecnym największym pragnieniem było zniknąć. W końcu uświadomiłam sobie, że zgadzając się na przystąpienie do Akatsuki popełniłam błąd. Najpewniej popełniłam również błąd przychodząc na świat, ale to inna sprawa. Dziś zostałam prawie zmuszona, do zrobienia czegoś, przed czym uciekałam. Zawsze wiedziałam, że demony żyją tylko po to by nieść zniszczenie i śmierć, ale ja tego nie chciałam. Całe moje ciało buntowało się przed tym, bo wiedziałam, że gdybym zabiła, to stałabym się trochę bardziej Nibim, a trochę mniej sobą. Uszczypnęłam się mocno w przedramię, by opanować rozkołysanie moich myśli. Ucieknę.

    ***

      W gabinecie lidera jak zwykle panował półmrok. Przy solidnym biurku siedziała dwójka mężczyzn, a gdzieś w cieniu kryła się Konan.
-Jak już kiedyś wspominałem, to twoja wina, że nas znalazła, więc na tobie ciąży największa odpowiedzialność za nią. – Głos Peina był wyprany z emocji. Deidara czuł się zirytowany. Może i było prawdą, że dziewczyna przyszła, bo szukała go, ale czy automatycznie była to jego wina? Nie chciał tego. A poza tym to Akatsuki powinno być wdzięczne, za to że „przyprowadził” im pod nos jinchuriki, by nie musieli się za nim uganiać nie wiadomo gdzie. To było nie fair. Lider bezsprzecznie zwalał na niego winę, bo jemu samemu nie chciało się ruszać. Blondyn pohamował swoje dalsze myśli, wiedział, że ich tok może się dla niego źle skończyć.
-Masz przypilnować żeby tu została, by chciała zostać z własnej nieprzymuszonej woli. – Pein uśmiechnął się przebiegle. Artysta nie był przyzwyczajony do widoku twarzy rudzielca z uniesionymi kącikami ust, więc aż się odsunął. – To będzie twoja misja.

2 komentarze:

  1. Jak obiecałem u siebie, przeczytałem ^^.

    Pierwsze wrażenie, gdy zapoznałem się z dwoma rozdziałami? Wow! Ciekawość zżerała mnie od środka przed następną akcją. Przeczytałbym w jedną noc i pozostawił komentarz wcześniej, ale jakoś natłok spraw przybył z odsieczą :/.

    Bohaterki nie będę za bardzo opisywał, gdyż napisałbym idealnie to samo co Ty w informacji pod notką ;). Może jedynie to, że zainteresowałaś mnie jej historią. Skąd ma ogon? Wynik eksperymentu, czy przez moc demona? Kim byli jej rodzice? Jak rozwinie się dalej? Element szkła wydaje się potężny, czy coś mu może sprostać? I czy pozostanie w Akatsuki? Te pytania łażą bezustannie w mojej głowie i czekam na ich rozwiązanie w akcji :).

    Wydaję mi się, że charaktery poszczególnych członków Brzasku zostały dobrze przedstawione. Jedynie ten Hidan jakoś Mi nie pasuje do jego osoby, ale nie mnie o tym decydować.
    Pein i Itachi w swoich rolach perfekcyjni. Do Kisame też ten typ charakteru pasuje.

    Demon złośliwy, wymagający etc. itd. :D. Uosobienie zła w czystej postaci. Jednak myślę, że się zmieni albo przynajmniej mam taką nadzieję.

    Znalazłem błąd. Spokojnie. To nic wielkiego ;). Jeśli element szkła jest połączeniem trzech natur czakry to nie jest to kekkei genkai tylko kekkei tota. Taka mała wpadka ;). Jest to umiejscowione w dziesiątym lub jedenastym rozdziale.

    Podsumowując. Cały tekst czyta się świetnie. Czuje się taką żądze wiedzy i dalszej akcji, gdy kończy się rozdział. Bohaterka przyciąga swoją osobą, aż dziw że nie znalazła przyjaciół w Konaha. Chyba, że demon jednak miał rację.
    Błędy to błędy. Zawsze się znajdą. Zbyt dobrze to znam :/, ale nic na to nie poradzimy.

    No cóż. Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę. Życzę ogromu wolnego czasu, chęci do pisania, a przede wszystkim WENY ^^!!!

    Mess.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak pozytywny komentarz :)
      Trochę się przeraziłam, jak przeczytałam o tym błędzie. I co ja teraz zrobię? Jakaś tam część opowiadania na tym bazuje :( Nie wiem, może po prostu ustalę, że w moim alternatywnym świecie shinobi to działa właśnie w taki sposób...
      Cieszę się, że jednak choć trochę udało mi się odwzorować charaktery Akasiów. A co do Hidana (nie mogę powstrzymać złośliwego chichotu), cóż powiem tak: nie wszyscy wydają się być tacy na jakich się kreują. Kiedyś będzie o tym rozdział ;)
      Katsumi nie znalazła przyjaciół w Konoha, ze względu na jej uprzedzenia i zamknięcie w sobie. Wiecznie siedziała w mieszkanie i nikomu nie pokazywała się na oczy. Rzeczywiście na początku jej pobytu w wiosce ludzie ją odtrącali i bali się. Niestety Katsumi nie poszła na przód, wciąż uważała, że jest nieakceptowana. Ale może po prostu bała się, że odrzucą ją. Może napiszę gdzieś o tym w jakiejś dodatkowej informacji.
      Mam nadzieję, że czasu będę miała trochę więcej, ale to raczej dopiero we wrześniu, ech... Ale tak czy siak, dzięki ;)

      Usuń

Layout by Tyler