W Akatsuki kuchnia
była chyba jedynym miejscem, w którym członkowie organizacji spędzali czas w
towarzystwie innych. Cóż był jeszcze tak zwany salon – nędzne pomieszczenie z
kanapą i fotelami do kompletu z wyblakłymi pod wpływem czasu obiciami,
stolikiem, taboretem i półką na książki, jednak nie zarejestrowałam by
ktokolwiek tam zaglądał. Wszyscy zazwyczaj siedzieli zamknięci w swoich
odrębnych światach, odseparowani od innych ścianami pokojów.
-Siedzisz na moim miejscu, Blondyneczko. – Hidan rzucił
groźne spojrzenie zajadającemu się naleśnikami Deidarze. Tuż po przełknięciu
kawałka Deidara odwarknął.
-Wal się Siwulcu. – I dalej zajął się mącznymi wyrobami,
doprawionymi słodkim syropem. Odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się
jashiniście.
-Co powiedziałeś?! - W jego oczach gorzała wściekłość.
Wyglądał, jakby miał zaraz rozszarpać gardło blondyna.
-To, co słyszałeś. Chyba, że wraz z siwieniem łepetyny,
pogarsza ci się słuch.
-Odszczekaj to, chrzaniony artysto! – Deidara gniewnie
odrzucił grzywkę z twarzy i obrócił się w stronę Hidana.
-Masz jakiś problem?
-Tak, twoje marne istnienie jest cholernym problemem. –
Jashinista błysną niebezpiecznie białymi zębami. – Jednak zaraz temu zaradzę! –
Krzyknął, po czym sięgnął po stającą pod pobliską ścianą swoją ukochaną kosę,
którą ciągał ze sobą wszędzie. Najwyraźniej często mu służyła, bądź miał do
niej sentymentalną słabość.
Deidara wzdrygnął
się, czując nadchodzące niebezpieczeństwo. Zerwał się z krzesła i począł
uciekać na drugą stronę stołu, by być jak najdalej od Hidana.
Patrzyłam na tę
scenę z pół-przytwartymi ustami. Coś takiego nie miało jeszcze miejsca podczas
mojego trzytygodniowego pobytu w organizacji. Każdy kontakt po między członkami
Brzasku ograniczał się do wymiany powitań bądź krótkiego komentarza. Nareszcie
byłam świadkiem jakiejkolwiek relacji wśród Akatsuki. Czasami miałam wrażenie,
że powstrzymywali się przy mnie, odwracali wzrok od towarzyszy i zagryzali
języki. Podejrzewam, że Lider maczał w tym swoje paluchy. Jak dało się zauważyć
Rudy, lubiłam nazywać go tak w myślach, cały czas wykrzywiał obraz swojej
organizacji. Dlaczego to robił? Chciał mnie chronić? Niby, przed czym i przede
wszystkim, z jakiego powodu miałby to robić? Nie był typem osoby, która
zajmowała się protekcją innych. Może po prostu nie chciał, bym zbyt szybko
zraziła się do tego miejsca i spróbowała ucieczki. Tak, to jest bardzo
prawdopodobne.
Wspominany przed
chwilą przeze mnie Lider, bezceremonialnie wkroczył do kuchni. Jego obkolczykowana
osoba, nienaturalnie kontrastowała ze zwykłością i prostotą pomieszczenia.
Obrzucił obecnych zimnym spojrzeniem i zagrzmiał basem.
-Zamknij się w końcu Hidan! Słychać się w całej
organizacji. – Białowłosy niechętnie przestał wyklinać blondyna, jednak
uśmiechnął się do niego tryumfalnie. Z jego garści zwisały pasma jasnych
włosów.
-Czy coś się stało, Liderze? – Zapytał lekko zdziwiony
obecnością Peina w kuchni podczas pory obiadowej Itachi.
-Od dziś wznawiamy wspólne treningi. Za dwie godziny macie
być gotowi na miejscu tam, gdzie zawsze.
-Co?! Wspólny trening? Przecież porzuciliśmy tę inicjatywę
już dawno. – Poskarżył się Deidara.
-Głupku to przez wzgląd na nią. – Hidan wskazał na mnie. –
Lider pewnie chce sprawdzić, na co ją stać. – Jego usta wykrzywiły się w
paskudnym uśmiechu. – I to zemną będzie miała przyjemność. Czas wyrównać
rachunki.
Zadrżałam. Mowa
Hidana zaniepokoiła mnie. Ogon samoistnie nastroszył się i podwoił swoją
objętość. Zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi. Wspólny trening? Jakbym nie
miała już dość po katowaniu przez tego sadystycznego demona. I to miejsce
tam gdzie zawsze. Niby skąd mam wiedzieć gdzie? Rudy najwyraźniej zmuszał
mnie do konfrontacji, z którymś z członków organizacji. Wiedziałam, kogo
zapytam. Kisame. To chyba jedyna osoba, która poczuła do mnie sympatię. Zawsze
był uprzejmy, opowiadał o Brzasku i interesował się, jak się miewam.
Hoshigakiego nie
było w pokoju. Poczułam nieprzyjemne mrowienie w żołądku. I co teraz? Do kogo
mam się zwrócić? Może lepiej poczekać na korytarzu i udać się razem z resztą. A
jeśli nikt nie będzie tędy przechodził? Przecież ja nawet nie wiem, którędy
wychodzi się z kwatery Akatsuki. Bo trening odbędzie się na zewnątrz, nie
wyobrażam sobie go w małych salach organizacji. Dobrym pomysłem byłoby zwrócić
się do Lidera, jednak było to to, czego on chciał. Zmuszał mnie do wyjścia ze
skorupy. Od tygodnia z nikim nie rozmawiałam. Ukrywałam się w pokoju lub w sali
treningowej, korytarzem chodziłam wyłącznie, gdy był pusty. Obawiał się, że zamknę
się w sobie i zacznę planować ucieczkę. W tym momencie niewiele trzymało mnie
tutaj, najmocniejszym argumentem było moje życie, jednak i to może wkrótce
stracić na ważności. Przecież nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy osobie
mojego pokroju. On w każdym razie liczył na pierwotny instynkt, który
podpowiadał przetrwanie. Chciał żebym znalazła punk zaczepienia, coś co mnie tu
utrzyma. Od czasu gdy dowiedziałam się, że Deidara, nie jest tym, kogo
oczekiwałam, przynależność do organizacji straciła dla mnie sens. Wręcz
ograniczała.
To, czego
chciałam, to poznanie przeszłości, odkrycie kim jestem i co działo się przez te
dwanaście lat, których nie pamiętam. To jest mój cel. Teraz gdy należę do
Brzasku, nie mogę swobodnie kontynuować poszukiwać.
Czasami
zastanawiam się, co mi to da? W porządku, dowiem się skąd pochodzę, kim byli
moi rodzice, kto zafundował mi tak
wspaniały prezent, jakim jest demon w ciele, i co potem? Przecież nie ułoży
mi to życia. Dalsze istnienie straci sens. Potrzebuję czegoś, co poprowadzi
mnie w przyszłość, a nie wciąż będzie ciągnęło do dnia byłego, jak kula u nogi
tonącego. Mogłabym za cel obrać doskonalenie się, albo rozkręcenie własnego
interesu lub coś tak zwykłego, jak założenie rodziny. Może mogłabym zaszyć się
w jakiejkolwiek ukrytej wiosce, niekoniecznie w Konoha i dalej żyć jako
shinobi. Ale równie dobrze mogę zostać tu.
Wydaje mi się, że
Akatsuki to miejsce dla takich jak ja. Dla ludzi którzy nie mają, co ze sobą
zrobić. Którzy spalili za sobą wszystkie mosty lub jak jest w moim przypadku,
ich mosty otacza nieprzenikniona mgła.
Ziewnęłam. A może
dam sobie spokój z rozmyślaniem, które i tak do niczego nie prowadzi. Będę
płynęła z biegiem rzeki wydarzeń, poddając się jej i dopasowując do jej rytmu.
Nie pamiętam kiedy
usiadłam. Zrobiło mi się tak sennie. W pewniej chwili oczy same mi się
zamknęły, jakby ktoś zasunął je, jak zasuwa się zasłony w oknach.
***
Siedziała skulona
pod ścianą. Drzemała sobie w najlepsze, gdy to ja zostałem oddelegowany na
poszukiwania jej. Lider wściekł się, gdy nie dotarła na czas. Zaczął
wrzeszczeć, że nie toleruje spóźnialstwa i jako że to za mną tu przyszła to
teraz mam ją niańczyć i iść po nią. Całe szczęście nie musiałem długo szukać.
Wyglądała na
zmęczoną. Trenowała jak szalona, jednak na darmo. Ona tu nie pasuje, nie
powinno jej tu być. Gdybym wtedy na nią nie spojrzał wszystko potoczyłoby się
inaczej. Jednak nie ma co gdybać. Ta dziewczyna nie pociągnie tu długo. Jeżeli
któryś z organizacji tego nie zrobi, to prędzej czy później Pein zabierze się
za wyciąganie z niej demona, a tego na pewno nie przeżyje.
Nawet trochę mi
jej żal. My wszyscy przed trafieniem tutaj, mieliśmy już kryminalną przeszłość.
Dołączenie do Brzasku było po prostu kolejnym krokiem. Ona wciąż jest niewinna. Mimo, że siedzi w
niej ten cholerny demon, nie wykazuje żadnych objawów szaleństwa, ani chęci
mordu. Pobyt w Aka zniszczy ją i jej szczątkową moralność. Sam wiem po sobie.
Byłem młodszy niż ona gdy dołączyłem, może i miałem za sobą kilka ataków
terrorystycznych, jednak wciąż posiadałem blokadę przed zabijaniem. A teraz?
Nawet nie mrugnę, przy wysadzaniu grupki tępych shinobi.
Dobra, ale nie po
to zostałem tu wysłany, nie? Moje zadanie to dostarczyć Jinchuriki. A jak się
nie pospieszę to Lider wścieknie się i wyśle mnie na paskudną misję. Za co z
kolei Sasori obedrze mnie ze skóry, bo straci cenny czas, który mógłby
poświęcić pracy nad swoją badziewną sztuką. Sztuka to wieczność, kto by
pomyślał? Sztuka to chwila. Ulotność – to jest właśnie piękne.
W ramach pobudki
szturchnąłem ją nogą, co by sobie jeszcze nie pomyślała, że się może spoufalać.
Jest najmłodsza wiekiem i stażem, niech zna swoje miejsce.
Katsumi mruknęła
przeciągle i otworzyła zaspane oczy. Nagle jakby coś sobie uprzytomniła i
skoczyła na równe nogi.
-Ile czasu minęło?! – Zaczęła wrzeszczeć i szarpać mnie za
koszulkę. No i nici z budowania respektu u nowej.
-Wystarczająco dużo by Lider miał pretekst do zamordowania
cię. – Wyrwałem materiał ubrania z jej uścisku i skierowałem się w stronę
prowadzącą na pole treningowe. - Rusz się, bo spłoniesz pod wpływem spojrzeń
reszty. A uwierz mi, co najmniej dwójka z nich potrafi zabijać wzrokiem.
Przed wyjściem z
organizacji zatrzymałem się, a ona o mało co nie wpadła na mnie. Dobra jako
starszemu koledze wypada dać młodej kilka wskazówek.
-Słuchaj. – Zacząłem, a ona spojrzała niepewnie. – Hidan na
pewno zatroszczył się o to byś z nim walczyła. Nie daj się nawet drasnąć jego
kosą, rozumiesz? Jeżeli trafi cię, będzie po tobie.
Kiedy już
doszliśmy, wszyscy byli wielce zniesmaczeni, na co dziewczyna skuliła się w
sobie. Jeszcze nie doszła do siebie. W sumie to się nie dziwię, życie w strachu
nigdy nie pomaga rozchwianym osobowościom.
-Skoro raczyłaś nas łaskawie zaszczycić swoją obecnością,
zaczynajmy.
Lider bez ceregieli
wskazał Kisame i Kakuzu, a potem pole przed zgromadzonymi. Hoshigaki westchnął
cierpiętniczo. Niebieski jakoś nigdy nie palił się do walki. Przynajmniej nie
tu w organizacji. Jak to było na misjach, nie wiem, nie miałem przyjemności,
jako takich z nim odbywać. I całe szczęście. Ten rybolud w ogóle nie znał się
na sztuce, zanudziłbym się z nim na śmierć.
***
Wywołani przez
lidera wyszli na środek pola, pochylili przed sobą czoła i zaczęło się. Nigdy
nie widziałam czegoś takiego. W Konoha czasem miałam możliwość przyjrzenia się,
jak walczą świetni shinobi, ale to... to był zupełnie inny poziom. Kisame i Kakuzu ścierali się tak szybko, że
ledwo nadążałam za ich ruchami.
W pierwszej
kolejności Kisame chwycił za swoją Samehadę i już blokował cios zadany przez
przeciwnika. Kakuzu odbił się od miecza Hoshigakiego, w trakcie wykonując
pieczęcie. Nagle jego ramię wydłużyło
się, a z pozszywanych miejsc wypełzły, jak długie glisty, czarne nici. Dziwna
materia, która nie została przeze mnie do końca zidentyfikowana, zaczęła owijać
się wokół Kisame, krępując jego ruchy. Nie trwało to jednak długo. Hoshigaki
zrobił coś, co sprawiło, że więzi skurczyły się i opadły. Kakuzu nie czekając
na ruch niebieskoskórego shinobi znów zaatakował.
Walka nie trwała
długo, jednak skupiając się na niej i pochłaniając ją wzrokiem miałam wrażenie,
że minęła wieczność od jej rozpoczęcia. Przeciwnicy lekko dysząc, znów skłonili
się. Nie było zwycięscy. To był po prostu trening, upuszczenie zbędnej energii.
Ci dwaj nie potrzebowali uznania, nie próbowali udowodnić, który jest lepszy.
Wykonali to, co do nich należało.
-Katsumi! Hidan! – Lider wskazał palcem pole, na którym
przed chwilą walczyli Kakuzu z Kisame. W pierwszej chwili nie dotarł do mnie
sens słów Peina. Patrzyłam na niego otępiale. Potem przyszło zrozumienie i
przeraziłam się. Przez głowę przeszły mi słowa Hidana: czas na wyrównanie rachunków.
Mimo strachu, który siedział we
mnie, posłusznie stawiłam się na polu bitwy. Nie wiedziałam, co robić. Poprzedni
przeciwnicy skłonili się sobie, wydawało mi się to odpowiednie. Jednak nie
doczekałam się żadnego, nawet najmniejszego skinienia.
Hidan skoczył ku
mnie bez ostrzeżenia, wysuwając trójzębną kosę do przodu. Machnęłam nerwowo
ogonem, by przerwać paraliż, którym zdjął mnie strach. Zrobiłam unik. Cóż nie
wiedziałam, czego mogę się spodziewać, postanowiłam, więc okrążyć przeciwnika,
obserwując jego ruchy.
Hidan nie był tak
szybki, jak Itachi, z którym kiedyś walczyłam, był prawdę mówiąc przeciętny.
Widać, że polegał na sile. Jego ruchy były gwałtowne i chaotyczne, co nie pozwalało na przewidzenie ich. Zauważyłam jednak, że jedyną bronią Hidana
była kosa. Żadnych kunai ani shuriken, co dawało mi pewną przewagę, ponieważ ja
posiadałam pełen asortyment w zanadrzu. A gdyby zabrakło, wszystko mogłam
odtworzyć z pomocą kekkei genkai.
Kosa znów poszła w
ruch. Hidan był blisko, znajdowałam się w jego zasięgu. Koniec oględzin, czas
zacząć działać. Odskoczyłam i rzuciłam kunai w stronę przeciwnika. Jashinista
bez problemu zablokował atak i zaśmiał się pogardliwie.
-Z czym do ludzi, dziewczyno? Czy myślisz, że dałabyś radę
chociażby mnie drasnąć tym? –
Podniósł odbite ostrze z ziemi i przyjrzał się mu badawczo, po czym gwałtownym
ruchem ciął się nim w ramię. Z podłużnej rany zaczęła sączyć się krew. Hidan
uśmiechnął się przewrotnie.
Co się dzieje do
cholery? Dlaczego on się zranił? Czy to jakaś sztuczka?
-Przestań
analizować jego chore zachowania. On odwraca twoją uwagę!
Nekomata jak
zwykle miał rację. Gdy tylko poczułam się niepewnie i straciłam czujność, Hidan
rzucił się na mnie. Zostawiając kosę w tyle chwycił mnie za nadgarstki. No to
po mnie. Nie miałam szans w takim zwarciu, był zbyt silny. Nie czekając na
jakąkolwiek reakcję, przyciągną jedną dłoń do drugiej i zagarnął w garść obie
moje ręce.
Musiałam działać
szybko. Teraz gdy miał wolną rękę, miał zbyt duże pole do popisu. Głupi chwycił
mnie za nadgarstki, więc wciąż mogłam wykonać niektóre pieczęci. Całe szczęście,
że znałam jedną technikę, która wymagała, tych znaków, jakie dałam radę złożyć.
-Garasu no ame! – Deszcz igieł posypał się raniąc głównie
Hidana, ale i ja byłam w polu rażenia. Korzystając z efektu zaskoczenia,
wyrwałam się z uścisku przeciwnika i oddaliłam się na bezpieczną odległość.
-Ty mała! – Hidan wściekł się. Wyciągnął z ciała kilka
szklanych igieł i chwycił za swoją broń. Pełen gniewu wyrzucił kosę przed
siebie. Było to niespodziewane zachowanie. Ostrze przeciwnika dosięgnęło mnie,
jednak rozszarpując jedynie materiał bluzki na boku. Byłam nieostrożna. Dałam
się zaskoczyć. Mogłam domyślić się, że kosa Hidana nie jest zbyt błahą bronią,
miała w sobie wiele ulepszeń.
Hidan ze stoickim
wręcz spokojem przyciągną do siebie kosę za pomocą przytwierdzonego do niej
łączenia. Jedynie po jego twarzy błąkał się tryumfalny uśmieszek. Widział moje
zaskoczenie, a ono bawiło go niezmiernie. Dobra dziewczyno, zbierz się w sobie.
Pora na bliższe starcie.
Korzystając z
chwili, w której Hidan rozkoszował się moim szokiem, zaczęłam przygotowywać
odwet. Skupiłam się na chwilę, tak jak robiłam to na treningach. Złożyłam
dłonie. W momencie, gdy między nimi zaczęło formować się szkło, stopniowo
odsuwałam je od siebie. Po pełnej krystalizacji w rękach pozostała mi katana.
Nie czekałam na
uwagę Hidana, uderzyłam natychmiast po chwyceniu miecza w dłonie. Teraz to on
był zdziwiony. Siekłam ostrzem bez ustanie, próbując przebić się przez jego
gardę. Bezskutecznie. Jashinista z powodzeniem każdy atak parował kosą.
-No proszę, kto by się spodziewał, takich sztuczek po
naszej nowej koleżance? – I znów ten
szyderczy uśmiech pełgający po jego ustach. Sprawiający, że miałam ochotę go
zetrzeć go prawym sierpowym.
-Myślisz, że jak nauczyłaś się paru technik, to twoje
miejsce tutaj będzie uzasadnione? Że uda ci się pokonać któregokolwiek z nas? –
Hidan rozpoczął ofensywę.
-Nie mam pojęcia, po co Lider cię tu trzyma, ale nie
pożyjesz tu długo. Jesteś słaba. – Ciosy stały się coraz mocniejsze. Musiałam
zacząć się cofać.
-No dalej! Pokaż, czego tak się długo uczyłaś! – Starałam
się oddawać uderzenia, jednak moje szermierskie umiejętności wciąż nie były na
zbyt wysokim poziomie. Niezgrabnie stawiałam stopy. Wszystko, co wytrenowałam
szlag trafił. Strach i poczucie bezsilności zrobiły swoje. Chciałam już to
zakończyć.
-Hidan przestań gadać! Walcz. – Jashinista odwrócił głowę w
stronę Itachiego. Jego twarz wykrzywiła się w paskudnym grymasie.
-Proszę bardzo. – Ciosy zadawane kosą stały się jeszcze
silniejsze i szybsze. Nie byłam w stanie wszystkiego sparować. Cofałam się i
cofałam, aż nagle natrafiłam na barierę. Hidan przyparł mnie do drzewa. Jego
dłoń oplotła się wokół mojego gardła, miażdżąc mi krtań. Nie mogłam złapać
oddechu. Szamotałam się, jak mucha złapana w sidła pająka, jednak nic to nie
dało. Bezsilna wypuściłam miecz z ręki i opuściłam głowę.
-Koniec. Zwyciężył Hidan. – Zagrzmiał Pein. - Puść ją już.
– Zagrzmiał Lider tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Hidan powoli zdjął
dłoń, po czym nachylił się nade mną. Musnął płatek mojego ucha złośliwie
wykrzywioną wargą.
-Gdybym miał możliwość zabiłbym cię tu i teraz. –Szepnął
miękko i odszedł.
Zmroziło mnie.
Byłam jak sparaliżowana, nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Na pół
przygiętych kolanach opierałam się o drzewo. Starałam się nie osunąć bezwładnie
na ziemię. Nie dam mu tej satysfakcji. Jednak, czy jego to obchodzi? Przecież
osiągnął już to, co chciał osiągnąć. Odegrał się i to z przytupem.
Do organizacji
szłam przedostatnia, za korowodem na szarym końcu ciągną jeszcze Lider. Byłam
zmęczona, głowę tylko cudem utrzymywałam w pionie. Nogami powłóczyłam po ziemi
tak, że miałam wrażenie, że zaraz zaczepię o kamień i runę na glebę. Nagle do
mojej świadomości włamał się głos Peina. Zwolniłam więc kroku.
-Udasz się juto na misję. – Podniosłam głowę zaciekawiona.
– Razem z Kisame – Ucieszyłam się na te słowa. Niebiesko-skóry był jedynym
członkiem brzasku, z którym komfortowo mogłam rozmawiać. – i z Itachim.
Co!? Nie, tylko
nie z Uchihą.
Jej, długo mnie tu nie było :O ale wszystko nadrobione!! :D
OdpowiedzUsuń.Kisame dobrym 'człowiekiem' jest i niech pomiędzy nim a Katsumi nie będzie nigdy żadnych zgrzytów!! ^^
.Ogólnie to Hidan jest w czołowej 3 moich ulubieńców z Akatsuki... i tak dziwnie czytać opowiadanie w którym ten zboczuch jest jeszcze większym psycholem i ciągle ma jakieś wonty do wszytskich -,-' No ale przynajmniej nakręca akcję xd
.Podziwiam tych którzy potrafią opisywać przebieg walk bo dla mnie to jest normalnie czarna magia, dlatego wielki SZACUN.!! I chociaż nie powaliło długością to mi się podobało ^^
.Mam nadzieję, że często będziesz opisywac te ich treningi i kiedyś nasza bohaterka trafi na Deidarę :3 XD
.Łooo.!! W następnym rozdziale zapewne zacznie się już ich misja!! *.* bd czekać z niecierpliwością
.I tak jak się cieszyłam na jej pierwszą misję w Akatsuki, tak padłam kiedy przeczytałam z kim idzie. ITACHI. Fakt, od grudnia totalnie zmieniłam zdanie o tym kolesiu, niemniej jednak wciąż go nie toleruję. Już zaczęłam się bać, że wplączesz Katsumi w romans z Uchihą, ale przypomniałam sb co już o tym mówiłaś "Katsumi raczej będzie z nim na ścieżce wojennej.". Kamień spadł mi z serca ^^ [bo ja dalej bd kibicować Deidarze <3]
.Weny kociaro :D
bd czekać, bd czytać
buziaki, sarah ;3
Dzięki za komentarz :) Choć odpisuję dosyć późno, wybacz. Cóż nowy rozdział już dodany i przepraszam, ale między Katsumi i Kisame wystąpiły zgrzyty. A Hidan też jest jednym z moich ulubieńców i możesz liczyć na to, że odegra ważną rolę w opowiadaniu ;) Co do opisów walki, to mam wrażenie, że dużo mi jeszcze brakuje, ale będę się dalej starała. W każdym razie dzięki za uznanie. Ooo i co skłoniło cię do zmiany opinii o Itachim?? Ja tam osobiście go lubię, mimo iż Katsumi go nie cierpi xd
Usuń