Powrót do organizacji był niemal ekspresowy. Ani się obejrzałam, a staliśmy już przed ukrytym między głazami wejściem. Przez całą drogę powrotną deszcz nie dawał za wygraną, byłam przemoknięta do suchej nitki, co jeszcze potęgowało w mój depresyjny stan. Idąc, wciąż wpatrywałam się w swoje stopy, więc gdy się zatrzymaliśmy prawie zderzyłam się z plecami Uchihy. Dzięki wszystkim bóstwom za to prawie, bo czuję, że tym razem spłonęłabym żywcem.
Gdy tylko ujrzałam drzwi do swojego pokoju, z prędkością błyskawicy sięgnęłam za klamkę. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z dala od wszystkiego i wszystkich. Jednak nie było mi to dane.
-A ty gdzie się wybierasz? – Mruknął Itachi. – Trzeba jeszcze złożyć raport.
-Po co do tego aż trzy osoby? – Zdziwiłam się.
-Takie reguły. – Kisame puścił do mnie oko. Wrócił już do swojego normalnego stylu bycia. Jedyną rzeczą, która przypominała mi o bestii, jaką się stawał podczas walki, był jego rekini uśmiech. Zadrżałam na wspomnienie dzikości w jego oczach.
Będąc w gabinecie Lidera, zaczęłam się jeszcze bardziej zastanawiać, po co w ogóle składać to sprawozdanie z misji. Pein wydawał się być już o tym poinformowany. Szczerze powiedziawszy mam wrażenie, że ten człowiek wie wszystko i to mnie przeraża.
-Zdrada. – Rudy przeciągnął to słowo, jakby próbował się w nim rozsmakować. – Ci, którzy się jej dopuścili, poniosą tego konsekwencje. – Pein wstał i zaczął się przechadzać wzdłuż biurka.
-Zetsu doniósł mi, że pewien Lord, zapragnął na własną rękę łapać Jinchuriki. A my mu w tym przeszkadzamy. To bogaty człowiek, więc domyślam się, że właśnie on mógł przekupić naszych informatorów. – W stalowych oczach dojrzałam niebezpieczny błysk. – Jednak tą sprawą zajmą się Sasori z Deidarą. Kisame, Itachi, wy od jutra wracacie do poszukiwań nosiciela trójogoniastego demona. A ty – wskazał na mnie – idziesz na misję z Akasuną i Deidarą. Masz być gotowa do drogi za półtorej godziny. – Dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie miałam ochoty nic mówić, po prostu wyszłam z ciemnego pomieszczenia.
Czasu nie było zbyt wiele. Zdążyłam tylko wziąć prysznic i uzupełnić brakujące elementy ekwipunku. Po drodze schwyciłam jeszcze dwa jabłka na drogę i już musieliśmy wyruszać.
Stanęłam jak wryta. Obok lekko znużonego Deidary stał wybitnie osobliwy nieznajomy. Przecież Pein wyraźnie powiedział, że wyruszamy: ja, blondyn i Sasori, a nie… no właśnie kto? Owszem widziałam Akasunę tylko trzy, może cztery razy, ale to na pewno nie był on.
Dokładnie pamiętałam rozczochraną czerwoną czuprynę Sasoriego, jego dziwnie dziecięce rysy i brązowe oczy bez wyrazu. A ten tutaj mężczyzna w niczym go nie przypominał. Czarne rzadkie włosy nosił ciasno splecione w odstające strąki. Twarz przesłaniał poszarpaną ciemną szmatą. Był niski i krępy, jego plecy wyglądały jakby były jednym wielkim garbem. Za to małe oczka, tak różne od oczu Akasuny, pałały wrogością i widziałam w nich zniecierpliwienie.
-Ruszajmy. – Nakazał nieznajomy. Chciałam coś powiedzieć, nawet otworzyłam usta, ale moi towarzysze już przechodzili przez próg odpieczętowanych drzwi. Zupełnie nie zwracali uwagi na moją konsternację.
Ulewa wciąż trwała w najlepsze. Naciągnęłam sakkat mocniej na głowę, mając nadzieję, że to choć trochę powstrzyma wodę, wlewającą mi się uparcie za kołnierz. Kichnęłam. Deidara odwrócił się w moją stronę przy akompaniamencie dzwonków u jego kapelusza i zlustrował moją, zapewne prezentującą się bardzo nędznie, osobę.
-Na zdrowie.
-Dzięki. – Mruknęłam ledwie słyszalnie, myśląc o tym, że kichnięcia nigdy nie wróżą nic dobrego, a już na pewno nie wychodzą na zdrowie. Pogoda była pod psem, jak nic będę chora. Jak na złość skumulowały się rzeczy, których nie cierpiałam: zimnej wody, chorób i szczekających zwierząt. Korzystając z okazji, przysunęłam się bliżej do blondyna i zagadnęłam.
-Deidara, kto to jest? – Szepnęłam by nasz towarzysz nie mógł dosłyszeć, że to o nim mówię. Chłopak zdziwił się.
-Co? Aaa chodzi ci o Mistrza Sasoriego, tak? - Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc. – To jest Hiruko, marionetka w której Mistrz Sasori zawsze podróżuje. – Wyjaśnił blondyn. Zaciekawiło mnie to i miałam nadzieję na dodatkowe informacje. Przechyliłam lekko głowę, zachęcając Deidarę do dalszych zwierzeń.
-Za dużo gadasz, Deidara.- Warkną niezadowolony Akasuna. Ktoś tu nie lubi, jak zdradza się jego sekrety.
-A ty Mistrzu Sasori, nie potrzebnie się obruszasz. Przecież ona teraz podróżuje z nami, sama zaraz by się zorientowała, co i jak.
-Jesteś pełen optymizmu, jeśli chodzi o jej spostrzegawczość. –Głowa marionetkarza poruszyła się nienaturalnie sztywno, a złośliwe oczka Hiruko świdrowały mnie na wylot. Przerażające. Szybko wbiłam wzrok w stopy, czułam jak serce podchodzi mi do gardła. - Ja nie byłbym tego taki pewien.
Szliśmy w ciszy. Od czasu do czasu ukradkowo zerkałam na Deidarę. Chciałam coś do niego powiedzieć, jakoś zagadać, ale nagle zabrakło mi języka w gębie. Niezręcznie drapałam się po nadgarstku lub udawałam, że szukam czegoś w kieszeni płaszcza. Odwlekałam pierwsze słowa jak mogłam, próbowałam zdobyć się na odwagę. Początek jest zawsze najgorszy.
-Emm… to na czym dokładnie będzie polegać ta misja? – Starałam się nieporadnie nawiązać rozmowę, krzywiąc się w duchu z własnej głupoty, a czułam się niezmiernie kretyńsko.
Deidara odwrócił głowę w moją stronę, by sprawdzić, czy to do niego się zwracam. Minę miał niewyraźną. Ogólnie mam wrażenie, że za każdym razem, jak coś mówię do niego to jest spięty i niechętnie się odzywa. Może mnie nie lubi. Z całą pewnością. Prychnął złośliwie demon.
-Cóż raczej nic ponad to, o czym mówił Pain.
-Mi nie powiedział nic konkretnego, wspomniał tylko coś o zdrajcach. – Blondyn zamyślił się na chwilę.
-Ogólnie cała robota skupia się na tym, że mamy załatwić pewnego kolesia. – Rzucił luźno.
-Lorda kraju Żurawia, ściślej rzecz biorąc. – Wtrącił Sasori. Skinęłam głową, dając znak, że rozumiem i czekam na dalsze wyjaśnienia.
-Facet ubzdurał sobie, że będzie z nami konkurował. – Deidara parsknął. – Jakby ktokolwiek mógł. Jego maleńki kraik nie ma najmniejszych szans w nadchodzącej wojnie, więc postanowił zaopatrzyć się kilka demonów. – Rzuciłam mu szybkie spojrzenie. To dlaczego zabierają mnie ze sobą? Przecież to idealna okazja dla tego całego lorda.
-Cóż za pokaz taktu, Deidara. – Zironizował Akasuna.
-No co? Taka prawda. – Wzruszył ramionami i kontynuował wywód. – Ja biorę na siebie tego ważniaka. – Wyszczerzył zęby w zuchwałym uśmiechu, jakby właśnie zwyciężył w zawodach.
-Kto tak powiedział? – Sasori groźnie łypną w stronę towarzysza. Najwidoczniej denerwowała go pyszałkowata postawa blondyna.
-Ja, to będzie idealne zwieńczenie misji – wysadzenie w powietrze tego całego lorda, wspaniałe.
-Gadasz od rzeczy, co w tym widzisz wspaniałego? Pomijam już fakt, że Lider kazał załatwić wszystko po cichu, nie zwracając na siebie uwagi.
-To jest prawdziwa sztuka, piękno ulotności ludzkiego życia połączone z nietrwałością eksplozji. – Chłopak westchnął marzycielsko, w jego oczach jaśniała pasja. – Kwintesencja artyzmu.
-Bzdury. – Prychnął z niesmakiem marionetkarz. – Prawdziwe piękno polega na czymś zupełnie odwrotnym. Sztuką jest wieczna doskonałość, niezłomność mimo upływającego czasu.
-Nie zgodzę się z tobą, Mistrzu Sasori. – Oponował chłopak. Przyglądałam się im z wielkim zainteresowaniem. Gdy byłam na misji z Kisame i Uchihą panowała raczej cisza. Czasami tylko wymieniałam kilka zdań z niebieskim. A tu? Gorzała zaciekła dyskusji na temat, o który nawet ich bym nie podejrzewała.
-Czy ty próbujesz mnie zdenerwować? – Warknął wyprowadzony z równowagi shinobi z Suny.
-Czy to zawsze musi się tak kończyć? Po prostu uciekasz Mistrzu Sasori przed prawdą. – Ogon Hiruko śmigną w stronę blondyna. Jednak Deidara zwinnie uskoczył w bok i tak znalazłam się między młotem a kowadłem, czyli dwójką skłóconych artystów.
-A ty jak sądzisz? – Pytanie było skierowane w moją stronę.
-To znaczy? – Nie wiedziałam czy chodzi o sztukę, czy o to jak powinno potraktować się lorda kraju Żurawia czy może o coś zupełnie innego.
-No, czym jest według ciebie prawdziwa sztuka? Pięknem efemerycznej chwili czy czymś… tfu permanentnym? – Było to trudne zagadnienie z dwóch względów. Po pierwsze był to czysto abstrakcyjny problem i jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam. A po drugie miałam wrażenie, że od objętego stanowiska zależy moje życie, bo Sasori i Deidara wpatrywali się we mnie jak w przyszłą ofiarę.
-Emm moim zdaniem sztuka jest wszystkim. – Przełknęłam nerwowo ślinę, bo obje członków Brzasku podniosło sceptycznie brew. - Zależy to od indywidualnego postrzegania świata. Dla jednych piękny jest krótki lot motyla, a inni zachwycają się nieprzemijalnością gór. – Miałam wrażenie, że się pogrążam. - Sztuka jest czymś nieokreślonym dla ogółu, a zdefiniowanym dla jednostki. Powinna po prostu wywoływać emocje. – Mężczyźni popatrzyli na siebie porozumiewawczo.
-Niech ci będzie, ale wrócimy do tego tematu.
Szliśmy już bardzo długo. Świat pogrążał się w szarości wieczoru. Deidara gadał prawie przez całą drogę. Wyłączając momenty gdy pożarł się o coś z Akasuną lub gdy się zamyślił. Miał bardzo zmienny i wybuchowy charakter. Ciężko było trafić, w jakim za chwilę będzie humorze. Rozmawiało mi się z nim naprawdę dobrze, czułam się jakbym znała go od dawna. Inaczej było z Sasorim. Sunyjczyk przeważnie milczał, od czasu do czasu wtrącając jakieś uwagi. Chyba że kłócił się właśnie z blondynem, wtedy potrafił mówić bardzo dużo. Byłam zadowolona z odkrycia normalnej relacji między członkami Akatsuki, no w miarę normalnej. Nie dziwnie milczącej lub wciąż napiętej.
-Zamknijcie się na chwilę. – Warknął Sasori, rozglądając się uważnie.
-O co ci cho… - Deidara nie zdążył dokończyć.
-Powiedziałem, że masz siedzieć cicho. – Przez moment słychać było tylko kląskanie butów w błotnistym podłożu.
Razem z blondynem patrzyliśmy po sobie, nie mając pojęcia, o co może chodzić Akasunie. Marionetkarz wydawał się nasłuchiwać. Pochylił lekko głowę i mruknął jakby do siebie.
-Ktoś za nami idzie. Nie patrz się teraz, idioto. – Syknął groźnie, ganiąc Deidarę.
-Ilu ich jest?
-Nie wiem. Może trzech, nie wielu w każdym razie. – Shinobi z Iwy buntowniczo potrząsnął głową, odrzucając grzywkę z twarzy.
-Nie mają z nami szans. – Uśmiechnął się zuchwale i już wkładał dłonie do toreb z gliną.
-Przystopuj. – Powstrzymał go Sasori. – Śledzą nas od jakiegoś czasu, a mimo to nie zaatakowali. Zaczekajmy aż sami się ujawnią. Warto dowiedzieć się czego chcą. - Artysta zmełł przekleństwo, ale odpuścił. Co prawda szedł potem nadąsany jak dziecko i kopał każdy napotkany kamień.
Śledzący nie uraczyli nas swoim towarzystwem, więc mieliśmy spokój. Zagniewany Deidara kilka razy proponował byśmy zajęli się nimi, ale Sasori wciąż na to nie zezwalał. Było to dosyć dziwne zachowanie. Według mnie powinniśmy wyjść im na przeciw, przecież nie wiadomo, czy nie zaatakują nas podczas wykonywania misji. Ale Akasuna twierdził, że jeśli nie naprzykrzali nam się dotąd, to tego nie zrobią, poza tym nie mamy czasu do stracenia. I tyle z tego było.
-Chyba już czas na postój. Zaraz będzie ciemno, a musimy odpocząć. Jutro czeka nas długa przeprawa przez wodę. – Oznajmił Deidara.
-W-w-wodę? – Zmartwiło mnie to.
-No tak. Aby dotrzeć do kraju Żurawia musielibyśmy przedostać się przez Dźwięk i inne pomniejsze wioski, to zajmie zbyt dużo czasu, a i mogłoby nastręczyć problemów. Przez morze będzie szybciej.
Taki plan wcale mi się nie uśmiechał. Nie lubiłam zbiorników wodnych pod żadną postacią. I może mój lęk wynikła z tego, że po prostu nie potrafiłam pływać, ale nieskończona głębia pod stopami napawała mnie przerażeniem.
Zatrzymaliśmy się na niewielkiej leśnej polanie. Deidara przedzierając się przez krzaki, poszedł szukać drewna nadającego się na ognisko. Nie było to łatwe zadanie, zważając na to, że padało bez przerwy przez dwa dni, a i teraz było bardzo wilgotno. Nie wyobrażałam sobie, jak rozpalimy ogień, gdy wszystko przesiąknięte jest wodą. Ja z Sasorim zostaliśmy, by jako tako przygotować miejsce na nocleg. Wiedziałam, że to blondynowi przydałaby się pomoc, ale domyślałam się nieufności Akasuny wobec mojej osoby. Nie chciał puścić mnie do lasu, ani zostawić samej. Był czujny.
Dopiero gdy w końcu usiedliśmy przy marnej imitacji ogniska, by choć trochę się ogrzać po całym dniu podróży w deszczu, poczułam jak bolały mnie nogi. Byłam zmarznięta, głodna i wyczerpana. Rany po poprzedniej misji, mimo ingerencji demona w ich leczenie, wciąż nie zagoiły się całkowicie. Trawiąc trud przebytej wędrówki, trwaliśmy bez słowa. Jednak nie otaczał nas bezgłos, słychać było szepty lasu i chichy syk ognia, tańczącego po wilgotnym drewnie.
W każdej chwili gdy nie skupiałam się na niewygodach, moje myśli krążyły wokół idei ucieczki. Oddychałam spokojnie, ważąc każdy wdech i wydech, by nie zdradzić się z nerwowością. Nie miałam pomysłu, jak to zorganizować. Najlepiej byłoby zerwać się z Akatsuki podczas trwania tej misji, dopóki jestem z dala od organizacji i wszystkowiedzącego Lidera. Niebezpiecznie byłoby wrócić z głową pełną dezerterskich przemyśleń. On szybko by się zorientował. Niespokojnie rozgrzebywałam butem leśną ściółkę. Czułam na sobie przeszywające spojrzenie Hiruko.
-Kto pierwszy obejmie wartę? – Zapytał Deidara, po czym ziewnął potężnie i przeciągnął się.
-Ja! – Rzuciłam szybko. Zdziwiony chłopak popatrzył ma mnie spod uniesionej brwi.
-Świetnie, to dobranoc. – I już go nie było, zakopał się w swoim śpiworze niedaleko ogniska. Zostałam sam na sam z Sasorim.
Marionetkarz wstał od ognia. Wodziłam za nim wzrokiem. Usłyszałam dziwne kliknięcie i kukiełka, w której krył się Akasuna, rozłożyła się. Sasori wydostał się z niej i mogłam go znów widzieć w postaci, w jakiej go poznałam. Majstrował chwilę przy Hiruko i wrócił do paleniska. Gdy siadał, posłał mi jedno ze swoich bezemocjonalnych spojrzeń. Widział, że mu się przyglądam. Było to bardzo niezręczne. Poczułam się, jak przyłapana na podglądaniu. Musiałam jakoś przerwać ciążącą ciszę. Ale nawet nie wiedziałam jak się do niego zwrócić. Blondyn tytułował go mistrzem, więc czy mogłam mówić do niego po prostu po imieniu?
-Mistrzu Sasori, jak trafiłeś do Akatsuki? - Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego, udając, że jestem całkowicie spokojna. Choć w rzeczywistości byłam daleka od tego.
Myślałam, że nie odpowie. Na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby zignorował moje pytanie lub go nie usłyszał. Zbiło mnie to z pantałyku. Czułam jak na policzki wstępują mi rumieńce zażenowanie, nie było to nic miłego. A jednak odpowiedział. Jak gdyby wyrwany ze snu, uśmiechnął się z przymrużonymi powiekami. Sprawiało to wrażenie człowieka szykującego się do jakiejś niegodziwości.
-Zostałem zwerbowany przez Lidera kilka lat temu. Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. - Głos miał miękki, jakby chciał otulić to wspomnienie. - Wracałem właśnie z niewielkiej osady w kraju Wiatru. Dzień, jak to na pustyni, był upalny, a ja byłem niezwykle rozdrażniony. - Kąciki jego ust delikatnie uniosły się. - Po raz kolejny nie udało mi się znaleźć ofiary godnej mojej sztuki. Mimo iż wymordowałem całą wioskę, wszystkich do cna, mężczyzn, kobiety i dzieci, to nikt nie był nawet choć trochę interesujący. Byłem wtedy naprawdę zły. - Dopiero po chwili zorientowałam się, że przestałam oddychać. Zszokowana uparcie wpatrywałam się w ogień, tylko po to żeby nie widzieć nawet skrawka postaci lalkarza. Żałowałam zadanego pytania. Sasori kontynuował.
-Zirytowany nie zwracałem uwagi na otoczenie. Wolałem zatopić się we własnych myślach, niż pozostać czujnym. Wiedziałem, że choćbym został zaatakowany i tak dam sobie radę. Myliłem się. - Przerwał na chwilę. Chwilowa cisza zmusiła mnie bym na niego spojrzała. Czekał na to. Patrzył na mnie z wyższością i był jakby rozbawiony.
-Co się stało? - Nie odezwałam się. - Może chciałabyś wiedzieć jakiej ofiary szukałem? Do mojej kolekcji dołączam tylko wyjątkowe osoby o ciekawych zdolnościach, bądź cechach, które przypadną mi do gustu. Takie jak na przykład trzeci Kazekage. Ach to była dopiero zdobycz. Długo się opierał, ale po tym jak przebiłem jego serce, nie był już taki niedostępny. Nawet gdy wyciągałem jego wnętrzności, wypłukiwałem krew z naczyń czy suszyłem skórę, nie odezwał się ani słowem. - Ton Akasuny brzmiał, jakby shinobi z Piasku był autentycznie zawiedziony. Drżałam, miałam ochotę zwymiotować.
-Dość! - Z mojego gardła wydobył się piskliwy dźwięk.
-Nadawałabyś się na moją marionetkę. - Szepnął. - Twoje szklane jutsu są warte uwagi. W moich rękach byłabyś niepokonanym okazem. Byłabyś wtedy coś warta. - Dyszałam ciężko. Nie wiedziałam, co dzieje się z moim ciałem. Byłam jak sparaliżowana.
Sasori wyprostował się i spojrzał na mnie z odrazą.
-Na mojej drodze stanęła Konan - papierowy anioł. Zaproponowała mi dołączenie do Brzasku. Nie interesowały mnie szemrane organizacje o nieokreślonych celach, ale ona... Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że przysłużyłaby się mojej sztuce. Miałem dość żmudnych poszukiwań w tych nic niewartych wioskach. Postanowiłem uczynić ją jedną z moich zabawek. Jednak okazała się silniejsza. Nie spodziewałem się tego. - Zastanowił się chwilę i ciągnął dalej. - Zaintrygowało mnie to. Miejsce gromadzące samych silnych ninja. Chciałem ich poznać, zmierzyć się z nimi, a na dodatek Akatsuki oferowało ochronę i nieograniczoną swobodę. Byłbym głupcem, gdybym się opierał. A ty będziesz głupia, jeśli odrzucisz ofertę Lidera.
Akasuna wstał, otrzepując płaszcz ze ściółki. Rozłożył swój śpiwór i ułożył się w posłaniu. Zostałam sama. Przez jakiś czas jeszcze wpatrywałam się w powoli umierający ogień, a w głowie snuł już się plan ucieczki. Byłam lekko zdezorientowana po historii Sasoriego. To co mówił, to o ludziach i marionetkach… to było chore. Jednak nie miałam czasu na analizę. Nie bez powodu, zgłosiłam się jako pierwsza do trzymania warty. Obstawiłam, że moi kompani będą zmęczeni podróżą i sen zmorzy ich dosyć szybko. A to będzie moją szansą. Za równo godzinę wstanę i jak najciszej oddalę się od obozu. Potem będzie już z górki, poza zasięgiem ich słuchu będę mogła puścić się biegiem. Gdy odgonią pierwsze zmęczenie i wstaną, ja będę już daleko. To dobry plan. To bardzo głupi plan. Szybko zorientują się, że zbiegłaś, złapią cię i zabiją.
-Jesteś pesymistą, demonie.
-A ty kretynką! –Przez umysł przetoczyło się warknięcie Nibiego. – Nie pozwalam na tak beztroskie i idiotyczne szafowanie naszym życiem. – Obruszyłam się.
-Ty nie masz nic do powiedzenia. To moje ciało i ja tu decyduję, co się z nim dzieje.
-Bezmózga dziewucho, jak śmiesz… - Jednak nie dowiedziałam się, co takiego śmiem. Zaczęłam bardzo intensywnie podśpiewywać, zasłyszaną kiedyś piosnkę, co zagłuszyło słowa demona.
Wszystko to działo się wyłącznie w mojej głowie. Czasem miałam wrażenie, że po prostu mi odbiło i gadam sama ze sobą.
Ta godzina wydawała się być najdłuższą w moim życiu. Wciąż musiałam rozpraszać myśli, by nie słuchać ględzenia Nekomaty i jednocześnie jako tako planować, co zrobić dalej. Po ognisku, pozostało już tylko wspomnienie i żarzące się jeszcze zwęglone kawałki drewna. Cicho wstałam i jak najostrożniej oddaliłam się od śpiących Akatsuki. Na skraju polanki przytrzymałam się jeszcze, by po raz ostatni rzucić na nich okiem. Zauważyłam, że Sasori nieznacznie się poruszył. Modliłam się w duchu, żeby wciąż śnił. Spłoszona odwróciłam się na pięcie i cicho pomknęłam w głąb lasu. Po chwili usłyszałam gniewny krzyk.
-Budź się kretynie! Ona ucieka!
Zaklęłam paskudnie, jednak nie było czasu, na wyrzucanie sobie głupoty. Momentalnie zerwałam się do szaleńczego biegu. Przedzierając się przez gęstwinę, raniłam skórę o ostre gałęzie. Serce tłukło mi się w piersi jak obłąkane. Miałam wrażenie, że zaraz przebije się przez ścianę żeber i wyskoczy na zewnątrz. Adrenalina zwiększyła ciśnienie krwi w naczyniach, które pulsowały niemiłosiernie. Pędziłam co tchu, tylko nie wiedziałam dokąd. Oby jak najdalej od ścigających. Wszystko zatopione było w mroku. Jedynie czarne pnie drzew odznaczały się w bezksiężycowej ciemności. Miało to swoje plusy i minusy. Nie widziałam zbyt wiele, ale i moi prześladowczy musieli uważać na każdy krok.
Byli blisko. Słyszałam jak krzyczą do siebie. Starałam się opanować, zacząć myśleć logicznie, jednak strach dyktował mi co innego. Cały mój organizm był postawiony w stan gotowości. Każda komórka ciała starała się wykonywać swoją pracę, tak bym miała największą szansę na ucieczkę. Niedaleki chrzęst pękających pod naporem gałązek, przyprawiał mnie o dreszcze. Zatrzymałam się i nasłuchiwałam. Czyżby skręcili?
-Znalazłeś ją? – Słowa Deidary, usłyszane kilka metrów ode mnie, sprawiły, że podskoczyłam. – Tam jest! – Darł się blondyn, który już wiedział, gdzie jestem. Na moje szczęście Sasori musiał być gdzieś dalej. Pędem rzuciłam się w kłujące krzaki. Miałam nadzieję, że może zatrzymają chłopaka choć na chwilę.
Biegłam. Zaczynało brakować mi tchu. Oddech stał się krótki i urywany. Traciłam swój i tak mizerny zapas sił. Miałam wrażenie, że w jednej chwili sprzysiągł się przeciw mnie cały wszechświat. Wbiegłam w gęstwinę tak czarną, że mogłam zamknąć oczy, a nic by to nie zmieniło. Niepewne podłoże po dniach ulewy sprawiało, że co chwilę ślizgałam się i musiałam łapać równowagę. Nie przyspieszało to oddalania się od moich jeszcze niedawnych towarzyszy. Nagle potknęłam się o wystający konar, a moją świadomość ogarnęło przerażenie. Złapią mnie. I nie myliłam się. Po chwili był przy mnie Deidara.
-Tu jesteś. – Sapnął zdyszany i podniósł mnie, trzymając za nadgarstki. – To było bardzo głupie z twojej strony. – Splunął, nie mając już siły przełknąć śliny. – Co ci strzeliło do głowy?!
Milczałam. Nie miałam się nawet siły wyrywać. Czułam, że przegrałam. Nie było już żadnych szans.
-Jak Sasori cię zobaczy, to obedrze cię ze skóry lub zrobi coś równie przyjemnego. Co to w ogóle było?! Na prawdę jesteś tak głupia? - Krzyczał wzburzony blondyn. Nie patrzyłam na niego. Miałam ochotę rozpłakać się jak dziecko i wrzasnąć na całe gardło, rozrywając sobie struny głosowe: Tak jestem taka głupia! To nie tak miało się skończyć.
-Przestań się mazać i rusz się. Muszę coś wymyślić, żeby udobruchać tego szurniętego lalkarza.
Niespodziewanie w mroku lasu, po lewej od boku Deidary, płynęło w powietrzu nikłe błękitne światełko. Otworzyłam szeroko oczy.
-Co to jest? - Chłopak przerwał swój emocjonalny wywód i spojrzał na mnie jak na niespełna rozumu.
-O czym ty…? - Obok niebieskiego błysku, pojawił się kolejny. Blondyn wydawał się być zbity z tropu, rozglądał się dookoła. - To pewnie błędne ogniki. No wiesz, metan i takie tam. - Powiedział niepewnym głosem.
-Nie. - Nie mogłam oderwać oczu od jaśniejących refleksów. - One coś mówią.
-Zwariowałaś! Chodźmy stąd.
-One mnie wołają. - Deidara podszedł i potrząsnął mną.
-Musiałaś uderzyć się w głowę przy upadku. Nie mam zamiaru zostawać ani chwili dłużej. - Włożył dłoń do torby i już po chwili trzymał w niej figurkę ptaka. Zwierzątko wzbiło się w powietrze i urosło.
Stałam jak wryta. Jeden z ogników zbliżył się i dotknął mojej dłoni. Poczułam mrowienie na skórze. Starałam się skoncentrować na światełku, chciałam zrozumieć o czym szepcze. Z transu wyrwana zostałam przez Deidarę. Popchnął mnie w stronę glinianego ptaka, jednak gdy nie wykazałam żadnej reakcji, przerzucił mnie sobie przez ramię i sam usadowił się na latającej figurze.
Osłupiała leżałam bez ruchu. Po ogromnym wysiłku, jakim była ucieczka, moje mięśnie nie wróciły jeszcze do normalnego stanu. Moja mała dezercja okazała się fiaskiem. Demon miał rację. A teraz leciałam już tylko po śmierć. Wiedziałam, że za próbę opuszczenia organizacji, zostanę stracona. Ogarnęła mnie rezygnacja. Nie chciałam już nic. Już nawet życie wydało mi się nieatrakcyjne. Byłam zmęczona i każdy kolejny krok, który próbowałam sobie wyobrazić wydawał się być zbyt trudny. Ale nie chciałam, żeby Akatsuki zatriumfowało. Nie chciałam by mówili potem między sobą, że wszystko to, było daremne. Że cała moja osoba była nie przemyślana.
Niemrawo podniosłam oczy na Deidarę. Siedział na przedzie ptaka i usilnie wypatrywał czegoś na ziemi. Zapewne szukał Sasoriego. Poczułam jak zniżamy lot. Przez myśl przemknął mi pewien pomysł. Nie wiele w tym momencie się dla mnie liczyło.
Poruszyłam się i tym ściągnęłam na siebie uwagę blondyna. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Jego źrenice rozszerzyły się, spiął mięśnie by dotrzeć do mnie. Nie zdążył. Poczułam zamęt w głowie. Nekomata krzyczał. Nieeee!
-Nie! - Głos Deidary zlał się z rykiem demona. Przekręciłam się sprawnie na bok i sturlałam się z białej figurki.
Zimny pęd powietrza huczał mi w uszach, ciśnieniem starając się rozerwać błonę bębenkową. Nagle w jednej chwili cała obojętność i brak chęci do życia wyparowały. Miałam wrażenie, że wnętrzności wiążą się w supeł, a głowa stała się tak lekka, jakby miała odlecieć wraz uciekającym spode mnie eterem. Mięśnie czując brak oporu, spięły się boleśnie. Zacisnęłam mocno powieki. Czekałam na bolesne i śmiertelne zetknięcie się z ziemią.
***
Deidara spojrzał z przerażeniem na nieruchome ciało dziewczyny. Już miał doskoczyć do niej, gdy został zatrzymany przez metalowy ogon Akasuny.
-Nie ruszaj jej, może mieć złamany kręgosłup.
-Co?! I mówisz to z takim spokojem?! Pain nas zabije, jeśli ona nie przeżyje. – Chłopak złapał się za głowę.
-Zamknij się i uspokój. Nic jej nie będzie. – Blondyn spojrzał na Sasoriego z niezrozumieniem. – Widać jesteś nie do edukowany. Ona jest jinchuriki, a nosiciele dzięki mocy demona mogą się regenerować. Poczekamy i będzie jak nowa. – Rzucił bez emocji.
-Poczekamy? Mistrzu Sasori mnie się wydawało, że właśnie ty wiecznie się śpieszysz i nie lubisz kazać na siebie czekać.
-Kilka godzin nas nie zbawi. Później zwiększymy tempo. – Deidara jęknął.
-Ale pamiętasz, że my mamy normalnie ciała i w przeciwieństwie do ciebie potrzebujemy odpoczynku? – Lalkarz prychną. – To co mamy teraz robić?
-Zamknąć się i czuwać, aż dziewczyna będzie w stanie się sama ruszyć. Usiądź i odpoczywaj czy co tam chcesz. – Sasori machnął lekceważąco ręką i przybliżył się do ciała dziewczyny. Pochylił się nad nią i dziwnie uśmiechnął.
-I co teraz? – Wiedział, że go słyszy. Patrzyła na niego, śledziła ruchy jego warg i mięśni wyrazowych. To jedyne co mogła teraz robić. W jej oczach odbijał się piekielny ból. Cud, że nie straciła przytomności. Choć zapewne byłoby jej łatwiej to przetrwać. Sasori nie znał jej obrażeń, ale mógł sobie wyobrazić, co działo się z ludzkim ciałem po upadku z takiej wysokości. Ból… od ilu to już lat go nie czuł?
-Jesteś głupia jeśli myślałaś, że uda cię się uciec. Chyba, że to była akcja samobójcza, w takim razie też coś ci poszło nie tak. – Dziewczyna sapnęła chrapliwie, po czym skrzywiła się niemiłosiernie, czując, że głębszy oddech rwie jej wnętrzności. – Dobrze. – Marionetkarz powtórzył swój dziwny uśmiech. – To jest kara za nieposłuszeństwo.
Deidara przerwał formowanie nowego arcydzieła i odwrócił się w stronę pary shinobi, prowadzących osobliwą wymianę myśli i słów. Zaskoczyło go ożywienie Mistrza Sasoriego, najwyraźniej pastwienie się nad półmartwą dziewczyną sprawiało mu satysfakcję. Cóż blondyn nigdy nie wątpił, że Sunyjczyk ma sadystyczne zapędy. Bo kto normalny robiłby lalki ze zwłok swoich przeciwników?
-Jesteś w stanie już coś powiedzieć? – Katsumi w odpowiedzi stęknęła boleśnie. – Ten twój demon strasznie się obija. Kiedy już wydobrzejesz, wstaniesz i ruszysz z nami kontynuując misję, jasne? – Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Kunoichi skinęła lekko głową, nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Dobrze. Nie powiem Painowi o twojej małej dezercji, ale już nigdy nie spróbujesz ucieczki, jasne? – Jego głos był twardy, a oczy przerażająco bez wyrazu. – Jeśli dowiem się, że postąpiłaś inaczej, znajdę cię i przyrzekam, że nie będzie to miłe. – Sasori wyprostował się i rzucił jej ostatnie spojrzenie. – Odpoczywaj.
_______________________________________________________________________________________________________________
W końcu udało mi się zakończyć ten rozdział. Planowo miał być dłuższy, ale darowałam sobie, bo inaczej nigdy bym go nie napisała.
Zaczynają się już przeplatać główne wątki opowiadania. Jestem zadowolona, że już do tego doszłam, będzie to pchnęło fabułę na przód. Pewne rzeczy zaczną się wyjaśniać, ale pewne skomplikują się jeszcze bardziej.
Trwało to wszystko tak długo, ponieważ musiała mi się w głowie ułożyć cała ta sytuacja z Sasorim. On rządzi się w tym rozdziale, więc chciałam poświęcić trochę czasu na przestudiowanie jego osoby. Oglądałam odcinki związane z nim i Deidarą, żeby jako tako podłapać trochę ich charaktery i dopasować je do mojej wizji. W ogóle zapomniałam już jak niesamowita była walka między Akasuną a Sakurą i babcią Chiyo.
Mam nadzieję, że nie zrażę nikogo tym sadystycznym Sasorim. Ale oglądając z nim odcinki, zdałam sobie sprawę jak wielowymiarową postacią jest. Z jednej strony opowiada, jak to przerabia ludzi na marionetki i że na ma żadnych oporów przed zbiciem "staruchy", a z drugiej daje się złapać w pułapkę Chiyo. Jest to bardzo niejednoznaczne. Uwielbiam tak rozbudowane postaci.
A tak w ogóle w rozdziale Katsumi jest zdziwiona postacią Hiruko, a przecież już się z nim zetknęłam. W jednym z pierwszych konfrontowała się przecież z nim i Deidarą. Ale jak wiadomo Katsumi albo była zbyt rozemocjonowana i nie skupiała się na niczym innym, jak na blondynie, albo uleciało to z jej "marnej" pamięci. (jak połowa jej życia ;P)
Mam nadzieję, że następny będzie szybciej ;)
Warto było czekać na kolejny rozdział <3.
OdpowiedzUsuńGdy czytałem fragment, gdzie rozmyślała o ucieczce, to byłem w stu procentach przekonany, że tego nie zrobi! No i tu mnie wielce zaskoczyłaś! Katsumi w końcu podjęła jakieś kroki, głupie bądź idiotyczne, ale zawsze jakieś :D. Coś mi się zdaje, że na jednej próbie się jednak nie skończy. A może i tak? Nie wiem. Po tej bohaterce można spodziewać się wszystkiego ^^.
Moim zdaniem uchwyciłaś perfekcyjnie ich osobowości (oglądanie odcinków nie poszło na marne ;)).
Mogę także szczerze przyznać, że czytało mi się ten rozdział lepiej niż poprzedni. Widać, że sporo czasu w niego włożyłaś.
Mam wielką nadzieję na szybkie ujrzenie kolejnych rozdziałów. Życzę weny!
Pozdrawiam.
Mess ^^.
Cóż Katsumi to nieobliczalna osóbka, myślę, że nie raz jeszcze zaskoczy. Aczkolwiek na razie koniec z ucieczkami. Ta sytuacja dała jej do myślenia. To taki mały przełom w jej osobowości. Zaczyna się metamorfoza xd
UsuńCieszę się, że dobrze Ci się czytało. Fakt pracowałam nad tym dłużej niż zwykle i widać opłaciło się :)
Cześć! ^_^
OdpowiedzUsuńTwój blog został właśnie dodany do Lapidarium Narutowskiego. W imieniu załogi LN bardzo dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów. (:
Pozdrawiam!
Pierwsze, co się rzuca w oczy to, że bije tu po oczach Twoim stylem. W bardzo pozytywnym sensie. Ilustracje... Czy pomylę się strzelając, ze są Twojego autorstwa? Mam cholernie mało czasu, proporcojnalnie do tego, jak cholernie bardzo jestem zaintrygowana tym, co się tu dzieje. Przyznaje bez bicia, rzucilam okiem tylko na pierwszy akapit i juz po nim wiem, że chcę czytać, bo ilustracje to nie jedyna forma stylu, który mi się spodoba! Wrócę!
OdpowiedzUsuńart-is-a-disaster.blogspot.com
Oczywiście masz rację, co do ilustracji. Są moje :) Cieszę się, że Ci się podobają. Co do powrotu, to trzymam za słowo ;)
Usuń