8/03/2015

Rozdział III Atak i niespodziewane spojrzenie

   Raz się człowiekowi zachce akcji, kurde. Zostaliśmy zaatakowani przez członka przestępczej organizacji zwanej Akatsuki. Wioska była w niebezpieczeństwie. Napastnik władał bronią masowego rażenia, używał bomb.

   Nurkując w chłodnym nocnym powietrzu, blondwłosy terrorysta ze śmiechem szaleńca na ustach formował kolejną wybuchową figurkę. Wśród cywilów wybuchła panika. Byłam zdezorientowana. Co miałam zrobić? Chciałam walczyć, ale nie miałam jak. Nie znałam żadnego dalekosiężnego jutsu. Muszę dostać się na wyższy punkt. To jedyny sposób by go, chociaż dosięgnąć.

   Wtem usłyszałam gryzący uszy szmer. Chwilę potem podniosła się wrzawa. To Kazekage i jego piaskowe techniki. Ten koleś to ma głowę. Czerwonowłosy chłopak zaczął formować podesty i wysokie kolumny ze złocistego pyłu. Bez chwili namysłu rzuciłam się do pierwszej lepszej i wskoczyłam na nią. Wraz ze wzrostem statuy unosiłam się coraz wyżej. Już prawie byłam na wysokości glinianego stwora, gdy przeciwnik wyrzucił dziesiątki małych pajęczych figurek. Nie minęło trzydzieści sekund, białe stworzonka oblazły twory Kazekage i po sygnale blondyna eksplodowały. Piaskowe kolumny zaczęły zawalać się pod wpływem wybuchu. Ludzie usadowieni na nich spadali. Jednak przewidujący kage Suny oplótł nas wszystkich piaskową powłoką, tym samym amortyzując upadek.

   Blondyn zawył z wściekłości. Wsadził obie ręce do toreb zawieszonych po bokach, by później wyciągnąć je pełne nowych glinianych figurek. Agresywnym ruchem cisną je w stronę Kazekage. Uformował pieczęć i dziwne twory urosły. Potem kolejna pieczęć i wybuch. Ziemia zadrżała, a ja odleciałam kilka metrów dalej. Byłam kompletnie ogłuszona. Złapałam się za głowę i skuliłam. Czułam zbierające się w przełyku wymiociny. Kołysałam się w pozycji embrionalnej, próbowałam uspokoić brutalnie naruszone zmysły. Spędziłam tak kilka nic nieznaczących chwil. Naokoło panował chaos. Ludzie krzyczeli. Krew poległych wsiąkała w piasek. Oznaką, że kiedyś istnieli były walające się tu i ówdzie strzępy ciał.

   Spróbowałam wstać. To nie był dobry pomył. Natychmiast zachwiałam się, zemdliło mnie i zaczęłam wymiotować. Musisz się wziąć w garść. Wzięłam kilka głębszych oddechów i ponowiłam próbę podniesienia się. Ohydny smak wymiocin zalegał mi w ustach. Splunęłam w próbie pozbycia się go. Nie bardzo to pomogło, ale nie to było teraz najważniejsze. Strzeliłam się otwartą dłonią w twarz dla otrzeźwienia umysłu. Rozejrzałam się dookoła. Prawdziwe pobojowisko, wszędzie walały się szczątki budynków, pełno było piachu i krwi. Gdzie się podziała moja drużyna? Czy jeszcze żyją? Nagle wśród unoszącego się kurzu dostrzegłam poruszające się cienie. Pobiegłam tam.

   Na skrwawionej ziemi siedziała Hinata. Była ranna. Podeszłam do niej i przykucnęłam.
-Hej, wszystko w porządku? – Podniosła na mnie te swoje wielkie perliste oczy. Miała mętny wzrok. – Hinata, powiedz coś.
-Ka...Katsumi to ty? Khe, khe. -  Krwawy kaszel, nie dobrze. Wzięłam ją na ręce. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś bezpieczniejszego miejsca. Nie mogłam jej zostawić w polu rażenia.
-Będzie dobrze, nie martw się. Zaraz znajdziemy jakiś bezpieczny kąt. Nic ci nie będzie. – Szeptałam nic nieznaczące słowa. Cała dygotała. Bałam się, że wypadnie mi z rąk. Przycisnęłam ją mocno do siebie. Była leciutka jak dziecko. Taka delikatna i krucha, kto ją wysłał na wojnę?

   W końcu udało mi się znaleźć odpowiednie miejsce. Ułożyłam ją pod zwaloną ścianą, któregoś ze zrujnowanych budynków. Nie znałam się na medycznych jutsu, więc tylko skleciłam prowizoryczny opatrunek z kawałka ubrania.
-Leż tu spokojnie. Później po ciebie wrócę. – Dziewczyna skuliła się i zamknęła oczy. Straciła przytomność.

   Zaczęłam szukać reszty, jednak tumany kurzu doskonale mi to utrudniały. Muszę się dostać wyżej, ponad bitewny pył. Wybrałam sobie jeszcze niezrujnowany gmach i wspięłam się na niego. Teraz z wysokości mogłam dojrzeć więcej. Gdzieś w oddali dalej toczyła się bitwa. Tam się udam. Jestem zobowiązana do dalszej walki. Mieliśmy przecież chronić Kazekage, a wyszło na to, że to raczej on nas ochronił. Mam nadzieję, że go nie pojmali. Zebrałam się w sobie i ruszyłam w tamtą stronę.

   Dotarłam tam szybko. Blondyn z Akatsuki dalej unosił się na glinianym ptaku. Przeciwko niemu walczyli Kakashi, Naruto i Kazekage. Na obrzeżu bitewnego pola siedziała Sakura, leczyła Kibę. 
-Poddaj się głupi dzieciaku! I tak nie masz ze mną szans! – Wrzeszczał członek Brzasku.
-Ja się nigdy nie poddaję, dattebayo! – Naruto napierał na przeciwnika klonami, z drugiej strony atakował go Kakashi. A wszystko umożliwiał Gaara dzięki piaskowym płytkom, które pozwalały na operację na wysokościach. Nie czekałam długo by do nich dołączyć. Wyciągnęłam kunaia z kabury i jak głupia rzuciłam się na blondyna. Jednak on, mino tak licznych przeciwników, nie wydawał się być zlękniony, ani nawet przytłoczony. Był wyjątkowo pewny siebie. Co chwilę ciskał w nas bombami.

   Walka przesuwała się z dala od wioski. Weszliśmy w jakiś wąwóz. Bardzo nam to ułatwiło walkę, stawiając chłopaka z Akatsuki w nieprzyjemnej sytuacji. Nie dawaliśmy mu chwili wytchnienia. Kakashi wyskoczył na niego ze swoim chidori. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zapędzony w kozi róg blondyn desperacko wyrzucił dosyć dużą figurkę, co spowodowało kolejny ogromny wybuch. Ściany wąwozu zwaliły się na Kazekage i Naruto. Krzyknęłam ze złością. 

   Wśród tumanów pyłu dostrzegłam ciemną sylwetkę. To on! Rzuciłam się w jego stronę z ostrzem w pogotowiu. Blondyn odwrócił głowę by zobaczyć, kto go atakuje. Gdy spojrzałam mu w oczy sparaliżowało mnie. Miałam wrażenie, że go znam. Na pewno już go gdzieś widziałam. Nagle w mojej głowie zamajaczyło moje jedyne wspomnienie z dzieciństwa. Czy...? Nie to niemożliwe. To nie może być on. To nie chłopak z wspomnienie. Nie! Prawda? A jeśli tak, to co? Chciałabym go o to spytać. O to czy wie coś o mojej przeszłości. Ale jak tu rozmawiać z wrogiem o takich sprawach? Przecież nie wypalę teraz z czymś takim. Jestem rozdarta.

   On też trwał w osłupieniu. Po chwili ockną się i zaczął się bacznie przyglądać moim uszom i ogonowi.
-K...kim jesteś? – Zapytał. Zdziwiłam się, że się odezwał. – Zadałem ci pytanie! – Warkną.
-Katsumi. – Po chwili ciszy dodałam. – A ty to, kto? – Nie odpowiedział. Wyglądał jakby coś analizował. Widocznie też nie wiedział, co o tym myśleć. Więc to on. Bo jeśli nie, to czemu niby miałby toczyć taką wewnętrzną walkę? – Ogłuchłeś, czy co? Jak się nazywasz?
-Deidara. - Bąknął rozkojarzony chłopak. - Byłaś kiedyś w Iwa?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? – Spytał zirytowany.
-No nie wiem i już. Nie pamiętam wydarzeń, które miały miejsce przed trzynastym rokiem mojego życia. – Zdziwił się na te słowa i jakby uspokoił.

   Nagle usłyszałam kroki. Ktoś się zbliżał. Zza blondyna wyłonił się niski, przygarbiony człowieczek. Tak jak Deidara, miał na sobie płaszcz Akatsuki. Przez ramię przerzuconego miał Kazekage.
-Głupcze, co ty tu jeszcze wprawiasz? Zbieramy się.

-Tak, Mistrzu Sasori! – Z metalowego ogona, będącego częścią mężczyzny nazwanego Sasorim, wystrzeliła mała igiełka. Później była już tylko ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Tyler