7/20/2015

Rozdział II Z misją reprezentacyjną

   Zbudziłam się zlana potem. Ciężko dysząc podniosłam się z posłania. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc nie było sensu dalej pozostawać w łóżku. Spojrzałam przez okno by, jako tako ocenić ile pozostało do świtu. Było około trzeciej w nocy. Przysiadłam na parapecie i wpatrując się w blady rogalik wiszący na niebie, znów zaczęłam roztrząsać wczorajsze wydarzenie.

   Miyuru twierdzi, że powinnam porozmawiać z demonem, drzemiącym wewnątrz mnie. Widok tego jaśminowego mężczyzny przebudził go. Czuję to. Nie będę miał już chwili wytchnienia. Żadne z moich nielicznych wspomnień nie mówiło nic o próbach przejęcia kontroli nade mną przez demona. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Obawiałam się nieznanego.

   Gniewnie odepchnęłam od siebie myśli o demonie i zaczęłam przygotowywać się do misji. Po zebraniu najpotrzebniejszych rzeczy, skierowałam się do kuchni. Sięgnęłam do lodówki po mleko. Przechyliłam karton i łapczywie pociągnęłam kilka łyków. Mleko to było to. Uwielbiałam je. Biały płyn doprowadzał mnie stanu harmonii za światem.

   Gdy nie miałam już nic do roboty, poczochrałam futro mojej kotki, tym samym budząc ją. Miyuru wyprężyła grzbiet, tak jak to koty mają w zwyczaju i miauknęła przeciągle.
-Chodźmy się przejść. – Zaproponowałam. Kotka otarła się o moje nogi przymilnie i ruszyła w stronę drzwi. Sprawdziłam jeszcze czy wszystko ze sobą zabrałam, upewniłam się czy zostawiłam uchylone okno by Miyu mogła wrócić i już przekręcałam kluczyk w drzwiach.

   Na zewnątrz panowało miłe ciepło, a letnia bryza przyjemnie orzeźwiała. Ruszyłyśmy rzadko uczęszczaną uliczką w stronę bramy wioski. Po drodze zachwycałam się słodkimi zapachami kwiatów. O tej porze roku Konoha kwitła. Dookoła można było podziwiać przecudnej urody krzewy porośnięte drobnym kwieciem o intensywnej woni. Odetchnęłam pełną piersią, wpuszczając pachnące powietrze do płuc. Mogłabym się całkowicie zatracić w tej chwili. Dawała mi ona namiastkę bezpieczeństwa. Jednak, gdy dotarłyśmy do miejsca spotkania z grupą, wybierającą się ze mną na misję, poczułam trwogę.
-Nie martw się, amulet cię ochroni. -  Pocieszyła mnie kotka. Na te słowa bezwarunkowo sięgnęłam do wisiorka spoczywającego na piersi. Biła od niego dziwnie uspakajająca, a zarazem lekko otępiająca aura. Amulet ten nosiłam ze sobą zawsze i wszędzie odkąd pamiętam. Nigdy go nie zdejmowałam. Miał on równoważyć czakrę demona, a tym samym chronić mnie przed przejęciem przez niego kontroli.
-Chyba już czas się pożegnać. Będę za tobą tęsknić, kocie.
-Wracaj cała i zdrowa. Do zobaczenia. – Kotka ruszyła w drogę powrotną, wywijając przy tym ogonem, jakby w geście pożegnania. Zostałam sam. Przysiadłam przy drzewie i oparta o nie oczekiwałam na resztę.

   Nie musiałam długo czekać. Mieliśmy zebrać się skoro świt, więc zawsze punktualna Sakura zjawiła się już po kilku minutach, a za nią Naruto. Znajomi z drużyny prowadzili ze sobą ożywioną rozmowę, a ja tym czasem przyglądałam się ptakom buszującym w koronie drzewa. Po około godzinie dołączył do nas sensei Kakashi, rzucając na powitanie tekstem, że zgubił się na drodze życia. Poirytowani jego spóźnialstwem, obrzuciliśmy go niemiłymi spojrzeniami, a Sakura dodatkowo go zrugała.

   W końcu wyruszyliśmy. Droga do Suny była długa i nużąca. Gdy znaleźliśmy się na obszarze pustyń, upał stał się nie do wytrzymania. Żar lał się z nieba, a nieliczne podmuchy gorącego wiatru zamiast ulgi, przynosiły dodatkową udrękę. My jednak mimo przeciwności natury parliśmy do przodu. W końcu oczekiwał nas sam Kazekage.

   Przez całą drogę Uzumaki z psim chłopcem przekomarzali się ze sobą, próbując udowodnić, który jest lepszy. Od czasu do czasu Haruno waliła ich pięścią po głowach, co dawało kilka minut ciszy. Hinata, jak to Hinata siedział cicho, zbyt nieśmiała by się odezwać. Rzucała tylko czasami ukradkowe spojrzenia na blondyna. Ja z szczelnie zaciśniętymi ustami, stroniłam od jakiejkolwiek konwersacji. Jednak ostatecznie nie udało mi się jej uniknąć.
-Hej, czemu się w ogóle nie odzywasz? – Zagadną Naruto.
-Nie mam ochoty. – Burknęłam, próbując zbyć blondyna. Ten jednak nie dawał za wygraną.
-Nie wyglądasz na małomówną. - Zawyrokował. - Rzadko widuję cię w wiosce. Gdzie mieszkasz? – Może po prostu byłam już zbyt uprzedzona do ludzi, ale naprawdę miałam ochotę odwarknąć mu coś niemiłego i znów pogrążyć się w ciszy. Takie wypytywanie odczytałam, jako nastawanie na mnie, a to wcale mi się nie podobało. Jednak, co miałam robić? Odstawić szopkę przy wszystkich i dać im w końcu powód do uważania za nienormalną? Nie, posiadałam jeszcze szczątki rozumu.
-Mieszkam w południowo-zachodniej części wioski. – Podałam tylko ogólną informację, w obawie, że blondyn kiedyś zachce mnie odwiedzić.
-Wiesz, tylko raz widziałem cię niedaleko Ichiraku.– Za to ja ciebie często widuję. Nie miałam ochoty tłumaczyć, że wolę przemieszczać się po dachach skryta przed spojrzeniami ludzi. W pewnym sensie popadałam w coraz większe szaleństwo i odseparowywałam się od społeczeństwa. Gdy tak nie odpowiadałam, Uzumaki rzucił chyba najgłupsze pytanie z możliwych.
- A tak to w ogóle, jak to jest mieć ogon? – Krew się we mnie zagotowała. Ten mały bezczelny... Zacisnęłam pięść i zgrzytnęłam zębami, rzucając mordercze spojrzenie blondynowi. Gdy wzrok mógł zabijać, on właśnie leżałby martwy.  OGON?! Co to w ogóle za pytanie?!
-Baka! – Krzyknęła Sakura, wymierzając Naruto potężny cios w głowę. Haruno miała ciężką rękę, więc blondasek wił się z bólu trzymając się za nienaturalnie wielkiego guza.
-Wybacz Neko. Straszny z niego idiota. – NEKO?! Dobre sobie. Kto dał jej przyzwolenie na nazywanie mnie tak? Miałam ochotę wybuchnąć. Nadchodzącą wojnę powstrzymał głos Kakashi’ego.
-Jesteśmy na miejscu.

   Wioska Piasku jak sama nazwa mówiła była pełna piachu. Nie różniła się aż tak bardzo od pustyni, którą właśnie opuściliśmy. Większość znajdujących się tu budynków była zrobiona z piaskowca lub innego tworzywa uzyskiwanego z mieszanki skały osadowej. Tylko nieliczne obiekty, wznoszące się ponad pozostałe, zbudowano przy użyciu kamienia. Przez podwyższone mury wiatr nie miał dostępu do wioski, nie dając tym samym ujścia lejącemu się non stop żarowi.
-Witajcie shinobi z Liścia. 
   Zostaliśmy przyjęci z należytym szacunkiem. Zakwaterowano nas w dwóch pokojach. Dziewczyny oddzielnie, a chłopcy oddzielnie. Mistrza Kakashi’ego, jako przedstawiciela płci męskiej, również umieszczono razem z Naruto, Kibą i Akamaru.

   Po odświeżeniu się, poszliśmy na spotkanie z panem Kazekage. Ale co tam z niego za pan? Dzieciak młodszy ode mnie. Jednak wioska w niego wierzyła, co nie dawało mi podstaw do podważania słuszności decyzji wybrania go na to stanowisko. Gaara, bo tak miał na imię kage Suny, przywitał się ze swoimi przyjaciółmi, mnie uraczył tylko bardzo godnym skinieniem głowy. Potem przeszliśmy do spraw ochrony.

   Okazało się, że któryś ze zwiadowców dowiedział się o planowanym nalocie na Ukryty Piasek. Kazekage stwierdził, że lepiej dmuchać na zimne i zorganizował całą wioskę. Chciał ich chronić. My byliśmy potrzebni tu tylko po to, by zwiększyć zaufanie między wioskami, by polepszyć relacje. Mimo tego że mieliśmy być tylko reprezentantami, przygotowaliśmy się całkiem poważnie. Mając w swoim szeregu kogoś takiego jak Naruto, mogłam być pewna, że weźmiemy udział w walce.

   Jako że dopiero co zakończyliśmy długą podróż, dostaliśmy kilka godzin wytchnienia. Nasza warta miała zacząć się o zachodzie słońca. Gdy znalazłam się w pokoju, rzuciłam się na posłanie i przymknęłam powieki, aby nikt mi nie przeszkadzał. Pogrążyłam się w myślach. Moim skromnym zdaniem umieszczanie trzech Jinchuriki w jednym miejscu było zbyt nierozsądne. Ale jeżeli nasza pani Hokage nie uważała tego za kłopot, to ja nie mam nic do gadania. Może miała w tym jakiś ukryty cel. Może myślała, że w skutek nieszczęśliwego wypadku pozbędzie się nieplanowanego nosiciela demona. Przecież byłam dodatkowym zagrożeniem dla wioski, a Konoha miała ich i tak już zbyt dużo. Priorytetem była ochrona Jinchuriki Kyubiego, bo to on był przyszłą siłą wioski.

   Nawet nie zauważyłam jak się ściemniło. Hyuga delikatnie dotknęła mojego ramienia, dając znak, że już czas na nas. Bezzwłocznie wstałam i ruszyłam za dziewczynami.

   Zostaliśmy umieszczeni w najwyższych punktach w wiosce, aby dogodnie było nam obserwować, czy ktoś się nie zbliża. Staliśmy tak przez kilka godzin bez rezultatu. To może i dobrze. Jednak byłam okropnie znudzona i już prawie przysypiałam. Gdzieś w głębi miałam nadzieję na większą akcję. Przetarłam znużone oczy i podrapałam się za uchem. Spojrzałam w niebo pełne jaśniejących gwiazd. Moją uwagę przykuł ciemny punkt po lewej stronie od gwiazdozbioru zwanego płonącą myszą. Stawał się coraz większy i wyraźniejszy. Podniesiono alarm.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Tyler