12/12/2015

Rozdział VII Moralne rozterki. Nie tak znowu bez sensu.

Nieprzyjemny chłód owiną się wokół moich stóp. Szarpnęłam się gwałtownie, zakotłowałam wśród pościeli i zerwałam na równe nogi. Była noc. Musiałam przysnąć w trakcie moich rozmyślań. Chyba nie udało mi się dojść do konkluzji. To dobrze. Dziś czułam się o wiele lepiej i mogłam już na spokojnie ogarnąć moją obecną sytuację. Wczoraj z głową pełną zamętu, nie dziwię się, że wpadłam w rozpacz. Nadal jestem zagubiona i nie jestem pewna, co powinnam zrobić, aby było dobrze. Przyszłość jest nie do przewidzenia, ale dzięki temu będzie ciekawiej.

Przeciągnęłam się i wyjrzałam przez okno. Na zewnątrz trwała jeszcze noc. Chociaż już na horyzoncie można było dostrzec delikatną łunę – budzący się do życia nowy dzień. Odetchnęłam głęboko, dając komórkom ciała pożywkę energii, tym samym rozbudzając się całkowicie. Opanowałam wzburzoną kołdrę i rozścieliłam na materacu.

Gdy wszystko wyglądało już dosyć schludnie, usadowiłam się wygodnie na podłodze, jednocześnie drapiąc się za uchem. Sprawnie wywinęłam ogonem, aby go sobie nie przysiąść. Przycisnęłam do ciała pierzastą puchówkę i zaczęłam rozprawę nad tym, co robić.

Czy powinnam czuć się winna, dlatego że opuściłam Konoha? Przecież ta wioska nic dla mnie nie zrobiła. Byłam tam poniżana i odrzucana. Mimo iż mieszkałam tam przez kilka lat, to nie zdążyłam się zadomowić, cały czas czułam się obco. Dzień w dzień te same pogardliwe spojrzenia. Gdy się tak głębiej zastanowić, to stwierdzam, że nie lubię tej wioski. Niby wszyscy są tacy honorowi, pełni pięknych idei, walczący o towarzyszy. Hipokryci, którzy są zbyt dumni, by dostrzec prawdę.

Zostanę w organizacji. Tak, to najlepsza alternatywa. Nie chcę na razie myśleć, czym to się musi skończyć. Chcę żyć, chcę poznać jego smak. Do tej pory to było tylko przetrwanie z dnia na dzień, ale teraz to zmienię. Nadam wartość swemu istnieniu. Dowiem się czegoś o mojej przeszłości od tego blondyna. Będę trenować, by stać się silniejszą. A potem może będę w stanie uchronić się przed śmiercią, a jeśli nawet nie to, co? To ja decyduje, co ze sobą zrobię i nic do tego innym. Pójdę własną ścieżką. Czy jestem przegraną? Nie, jeszcze nie. Zamierzam, chociaż spróbować.

Nieśmiało wyjrzałam zza drzwi. Nikogo nie było. Nadal byłam nieco skrępowana. Nie znałam jeszcze zbyt wielu członków organizacji, a moja natura podpowiadała mi, że byłoby nieźle, gdybym zrobiła dobre pierwsze wrażenie. Spróbowałam postawić pewny krok, niestety zachwiałam się lekko. Wciągnęłam gwałtownie powietrze przez nos. Ogon drgał mi nerwowo. Spokojnie, nie ma, czym się przejmować. Będzie, co ma być. Weszłam do kuchni. To było na razie jedno z niewielu pomieszczeń, które zwiedziłam. Była pusta. Cóż, trochę się zawiodłam. Miałam nadzieję na zawiązanie nowej znajomości albo, chociaż na spotkanie Kisame. Niepewnie zajrzałam do lodówki. Jej zawartość była niezwykle bogata, chyba nigdy dotąd nie widziałam tyle jedzenia w jednym miejscu. Poszperałam chwilę i wyciągnęłam mleko. W poszukiwaniu jakiegoś kubka, bądź szklanki, przetrząsnęłam chyba wszystkie szafki. Panuje tu straszny chaos. Jak oni się w tym wszystkim łapią?

Usiadłam przy stole i pociągnęłam zdrowy łyk białej ambrozji. Tak to było to, czego potrzebowałam. Od razu poczułam się lepiej. Od strony drzwi dobiegł cichy stukot kroków. Podniosłam wzrok i ujrzałam młodego chłopaka o ślicznej twarzy. Miał płomiennie czerwone włosy i czekoladowe beznamiętne oczy. Na pierwsze rzut oka wydał się być zwyczajny, jednak za drugim dostrzegłam dziwne łączenia na jego ciele. Coś było nie tak. Marionetka? Niemożliwe, przecież słyszę bicie jego serca.
-Cześć jestem Katsumi. A ty? – Zagadnęłam trochę płochliwie. Chłopak zlustrował mnie i zaczął grzebać w dolnej szafce. Poczułam się niezręcznie. Trwałam w ciszy pełnej zdenerwowania, aż w końcu czerwono-włosy odpowiedział.
-Sasori Akasuna. – Jego głos był głęboki i taki zupełnie niepasujący do jego drobnej postury.
-Miło cię poznać, Sasori. Jestem nowa i dopiero wszystkich poznaję...
-Nie obchodzi mnie, kim jesteś. Jestem zajęty. – Po tej pełnej grozy wypowiedzi Akasuna wrócił do poszukiwań. Zmieszana wstałam z krzesła i szybko wyszłam z kuchni. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Czułam totalny chaos wewnątrz siebie. Chciałam stąd uciec.
-Witaj Katsumi. Jak się masz? – Obok mnie znikąd pojawił się Kisame.
-Oh cześć. Nie bardzo. Właśnie poznałam Sasoriego. Chyba mnie nie polubił.
-Sasori? Nie przejmuj się nim. Wiecznie zajęty swoją pracą, nie zwraca na nikogo uwagi. Jest po prostu zamknięty w sobie. Jak większość z nas tutaj. – Na twarz wystąpił mu zbłąkany półuśmiech.
-Dlaczego?
-Widzisz, każdy z nas ma coś, z czym musi się zmagać. Taki bagaż jest nierzadko bolesny i wstydliwy. Powoduje nas do odgradzania się od wścibskiego świata, który tylko czyha, aby móc nas osłabić. Wszyscy tu jesteśmy zbiegami, odrzuceni przez społeczeństwo, niezdolni do współegzystencji.
-Wiesz, ja też byłam przez wszystkich odtrącana. Przez całe życie sama. Ludzie nienawidzą mnie, choć nawet mnie nie znają. Jestem napiętnowana. Może to głupie, ale widząc tylu niezwykłych innych ludzi, pomyślałam, że może tu zdołam się odnaleźć. Że może uda mi się doznać namiastki normalnego życia w społeczności. – Kisame zaśmiał się ponuro.
-Jesteś urocza. Wszyscy trafiając tutaj mieliśmy nadzieję na zaznanie innego, lepszego życia. Jednak jesteśmy zbyt chorzy by móc pomóc sobie nawzajem.

Rozmowa z Hoshigakim dała mi wiele do myślenia. Nigdy dotąd nie patrzyłam w ten sposób na Akatsuki. Gdziekolwiek się o nich nie usłyszało to tylko: mordercy, zdrajcy i wichrzyciele. Ani razu nie zastanowiłam się, dlaczego tacy są. Może niektórzy z nich nie mieli wyboru, jak ja? Może próbowali bronić swoich ideałów, honoru lub czegoś dla nich najważniejszego na świeci lub też byli po prostu samotni, opuszczeni przez resztę. Jeśli decyzja dołączenia do Brzasku była tylko brakiem innych alternatyw, to, kim tak naprawdę byli ci ludzie? Czym było samo Akatsuki? Przypadkową zbieraniną typów, którzy spalili za sobą wszystkie mosty?

Zaciekawiło mnie to. Każdy z nich miał swoją piętę achillesową. Ludzki odruch kazał mi pochylić się nad nimi. Gdy nagle w głowie zagrzmiało mi. Nad sobą się lepiej lituj. Smutna, nic nieznacząca istoto. Wzdłuż kręgosłupa przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Zrobiło mi się niedobrze. Milczysz? A to ci dopiero heca. Nie spodziewałaś się, że wrócę. Śmiech demona odbił się głuchym echem wewnątrz mojej czaszki.
-Czego chcesz? – Warknęłam.
-O, co tak nieprzyjaźnie się ze mną witasz? Czy byłem ci czymś nie miły? Zawiniłem?
-A jakże. Zmieniłeś moje życie w koszmar. Stłamsiłeś moją osobę, sprawiłeś, że postrzegano mnie przez pryzmat ciebie. Nie dałeś szansy, abym zaistniała samoistnie. To wystarczy! –Wybuchłam.  Kocur ślizgał się po mojej świadomości i rechotał.
-Nie pomyślałaś o tym, że to może w tobie jest problem. Zrzucasz całą winę na mnie, a przecież przez tyle lat siedziałem cicho. Ty i tak nie zdołałaś ułożyć sobie życia. A dałem ci szansę. – Gotując się z wściekłości, już miałam mu wygarnąć. Jednak demon nie skończył jeszcze swojego wywodu.
-Myślisz, że ten kuglarski medalion był w stanie obronić cię przed wpływem mojej osoby? – Zaśmiał się wyjątkowo mrocznie. – Znaj łaskę pana.

W jednym krótkim momencie głos znikną, pozostawiając po sobie trzeszczącą wręcz pustkę. Złapałam się za głowę i odetchnęłam spazmatycznie. Bałam się go. Nie miałam pojęcia, czego się można po nim spodziewać. Czy to gra w kotka i myszkę? Czeka tylko na odpowiedni moment, by z zaskoczenia przejąć kontrolę nad moim ciałem i zniszczyć mnie doszczętnie? Przecież i tak jestem wrakiem i... Głupia dziewczyno, przestań się w końcu nad sobą użalać. To i tak niczym nie skutkuje, a tylko zapętlam się w smutku i rozpaczy. Dostałam szansę, dostałam życie i mam zamiar je przeżyć. Niekontrolowanie tupnęłam nogą i zacisnęłam pięści. Nie można przez całe życie być płaczliwą cipą. Może czas zmienić zasady gry.

Obróciłam się na pięcie i pomaszerowałam prosto do gabinetu Lidera. Bez zastanowienia zapukałam śmiało w drzwi, słysząc gburliwe proszę, weszłam.
-Dzień dobry, Liderze. – Powiedziałam grzecznie.
-Witaj, Katsumi. Nie przypominam sobie abym cię wzywał. – Burkną pod nosem, nie odrywając się od obecnego zajęcia.
-Owszem nie, jednak przyszłam zadać kilka pytań. – Rudy westchnął bezradnie i podniósł na mnie wzrok. – Jeżeli zdecydowałeś się utrzymać mnie przy życiu, to proszę o znalezienie mi jakiegoś zajęcia. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie w zakurzonym pokoju.
-Oho widzę, że przywykłaś do myśli, że z nami zostaniesz. Bardzo dobrze. A nawet szukasz sobie zajęcia... – Zamyślił się na chwilę.
-I miejsca do trenowania. – Dopowiedziałam.
-A, zatem dobrze. Wszyscy w organizacji są bardzo zajęci, ciągle mało im czasu na podstawowe czynności wykonywane w miejscu zamieszkania. Będziesz gotować i sprzątać i pomagać, jeśli ktoś cię o coś poprosi.
-Co proszę? – Wybałuszyłam na niego oczy. – Mam robić za kurę domową? To po to mnie oszczędziłeś, bo brakowało wam służki? – Kącik jego ust drgną w akcie paskudnego uśmiechu.
-Do czasu pierwszej misji. Wtedy staniesz się pełnoprawną członkinią Akatsuki. Jednak teraz nadasz się idealnie do roli pomocnicy. A jeśli chodzi o trening, w organizacji na dolnym piętrze, jest wiele pustych pomieszczeń. Tam możesz ćwiczyć. Na razie nie wolno ci wychodzić na zewnątrz. Chyba, że masz ochotę pożegnać się z życiem. – Nie powiedziałam nic. Odwróciłam się tylko i wyszłam.
Nie bardzo wiedząc, co zrobić ze sobą zaczęłam poszukiwania przejścia na niższy poziom kwatery. Gotować? Sprzątać? Pff dobre sobie. Ale co mam poradzić? Chyba tylko pogodzić ze swoim losem i przeć do przodu. Jestem silna, przebrnę i przez to.


Gdy znalazłam już odpowiednią salę do treningu, zaczęłam bezmyślnie wyżywać się na manekinie. Nie znałam zbyt wielu ninjutsu. Nigdy jakoś nie przykładałam do tego uwagi. Potrzebuję mentora by móc się rozwinąć. Przełknęłam ślinę. Pogadam z Nekomatą. Chyba już czas zawrzeć pokój.


2 komentarze:

  1. Jezu piszę ten komentarz już czwarty raz i nie chce mi się dodać... -,- ale nie poddaję się Xp

    .Mnie tam się podoba to co piszesz ^^
    .Bardzo fajny wątek z tym zanikiem pamięci, tutaj można się wszystkiego spodziewać :D
    .Ciekawi mnie bardzo co z tym wszystkim ma wspólnego Deidara... Może to kumpel z dzieciństwa albo brat...
    .A może kiedyś porwali Katsumi tylko po to by umieścić w niej tego demona bo nie mieli w kim...? Xd
    .Fajnie by było gdyby to Kisame został jej mentorem :3
    .Ciekawe czy ona wgl umie gotować. Bo jeśli nie to szczerze współczuję członkom Alatsuki..
    .Mam taką cichą nadzieję, że jeśli miałabyś wmieszać Katsumi w jakiś romans to NIE z Itachim ^^
    .EJ.!! GDZIE DO JASNEJ CHOLERY PODZIAŁ SIĘ TEN KOT.?!?!
    .
    .Nie wiem czemu nikt nie komentuje twojego opowiadania...Przecież ono jest fajne... Nie ogarniam -,-

    No cóż... Ja kończę a Tobie życzę wesołych świąt i dużo weny w Nowym roku :) :) :)

    buziaki, sarah ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejujejujej! Dziękuję za komentarz :) Po ciężkim dniu w końcu mi się mordka uśmiechnęła.
      Cieszę się, że Ci się podoba. Na wątek z pamięcią będzie trzeba poczekać, ale mam nadzieję, że warto. Co do romansu z NIE Itachim nie musisz się kompletnie obawiać. Katsumi raczej będzie z nim na ścieżce wojennej.
      Wesołych świąt nawzajem :) Trzymaj się ciepło :)

      Usuń

Layout by Tyler