Obudziłam się w jakimś dziwnym
pokoju. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Nie mogłam sobie przypomnieć jak się tu
dostałam. Zaraz, zaraz. Straciłam przytomność. Tak, to dobry trop. Ale
dlaczego? Ja...szukałam tego blondyna i... I znalazłam go. O nie, mam złe
przeczucie, co do mojego obecnego położenia. Jeszcze żyję to najważniejsze, ale
ciekawe jak długo. Usłyszałam szczęk zamka. Obróciłam się powoli, bałam się
tego, co zobaczę. W drzwiach stało dwóch mężczyzn. Jednego z nich znałam, to
był ten chłopak, którego śledziłam – Deidara. Drugi był wysoki i rudowłosy. Twarz miał pełną kolczyków. Gdy spojrzałam mu w oczy, wzdrygnęłam się. Były
szare, magnetyzujące, jakby oko w oku i tak w nieskończoność. Moimi
wnętrznościami szarpną strach. Ten mężczyzna wzbudzał respekt. Od razu było
widać, że to on tu rządzi.
-Nareszcie się ocknęłaś.
-Czego ode mnie chcecie? – Głos
mi się załamał, jednak próbowałam stwarzać pozory nieustraszonej i niezłomnej.
Mam wrażenie, że kiepsko mi szło.
-Dobra zobaczmy, na co ją stać.
Itachi, mam dla ciebie zadanie! – Do pokoju wszedł brunet.
Wysoki i smukły, na oko miał dwadzieścia-parę lat. Twarz znaczyły mu dwie
podłużne zmarszczki, ciągnące się wzdłuż linii nosa, rozszerzając się ku
dołowi. Jego czoło przepasane było ochraniaczem z przekreślonym symbolem liścia. Był
z Konoha! Jego zimne, czarne oczy wychwytywały każdy mój ruch. Na otoczenie spoglądał obojętnie, a
wręcz z pogardą. Dziwiło mnie to, że poruszał się jakoś
nienaturalnie. Gdy staną obok rudowłosego, zauważyłam, że jest ranny.
-Będziesz z nią walczył. Jesteś
osłabiony po misji, więc może będzie miała jakąkolwiek szansę. Choć szczerze by mnie to zdziwiło – Myślą, że
jestem słaba, nic nie warta. I może mają rację. Po cholerę się tu pchałam. No
tak, miałam nadzieję nadać swemu życiu sens, jednak najwidoczniej nie jest mi to
dane. Ale chociaż umrę z godnością. Dam z siebie wszystko. Nie będę tchórzem.
Ciemnowłosy mężczyzna bez słowa
komentarza rozpoczął starcie. Jego onyksowe tęczówki zapłonęły czerwienią. Czy
to ten słynny sharingan? O, tyle się
jeszcze naoglądam przed śmiercią. Zdążyłam tylko przyjąć pozycję bojową. Uchiha
momentalnie znalazł się za mną z ostrzem w ręku. Zrobiłam niezdarny unik,
poczułam palący ból i zobaczyłam krew lejącą się z mojego ramienia. Beznadzieja,
co ja w ogóle odwalam? Porywam się na walkę ze słynnym mordercą, cóż za
błyskotliwy plan. Lepiej bym się poddała, to by tak nie bolało. Podniosłam
głowę i spojrzałam napastnikowi w oczy. Nagle poczułam, że tracę kontakt ze
światem rzeczywistym. Złapał mnie w iluzję?
Miejsce, w którym się znalazłam
wydawało się być znajome. Chyba już tu kiedyś byłam. Panował tu półmrok i było
dziwnie wilgotno, jakbym przebywała, gdzieś głęboko pod ziemią. Wzywała mnie
ciemność, nie mogłam się jej oprzeć. Podążyłam w jej głębie.
Po kilku krokach moim oczom ukazała się ogromna brama. Na samym jej środku widniała pieczęć. Stałam właśnie przed klatką bestii. Mój umysł opanowało przerażenie. Miałam wrażenie, że łomoczące oszalałe serce ucieknie mi przez przełyk. Mój koszmar się właśnie spełniał. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Po kilku krokach moim oczom ukazała się ogromna brama. Na samym jej środku widniała pieczęć. Stałam właśnie przed klatką bestii. Mój umysł opanowało przerażenie. Miałam wrażenie, że łomoczące oszalałe serce ucieknie mi przez przełyk. Mój koszmar się właśnie spełniał. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
-Dawno żeśmy się nie widzieli,
Naczynie. – Zdębiałam.
-N...Nekomata? –Po ciele
przeszedł mi paskudny dreszcz.
-Ale jesteś tępa! Jasne, że ja,
bo niby kto? – Hukną niskim głosem. Byłam zbyt przestraszona by zareagować na
obelgę. Gapiłam się tylko na niego, a on chichotał złośliwie.
-Czego ode mnie chcesz?
-Pomóc ci. – Pomóc?! No tym to
mnie totalnie zbił z pantałyku.
-Niby dlaczego?
-Bo jestem miłym i grzecznym
demonem? Nie? Ech, jakbyś nie wiedziała, walczysz właśnie z Uchiha Itachim, a to
niestety oznacza twój zgon.
-Ja nie... – Przerwał mi.
-Zdaje sobie sprawę z tego, że
nie przepadasz za mną. Jednak nie jest to powód do tracenia życia. Moglibyśmy w
końcu, po tylu latach zacząć współpracować. Użyczyłbym ci swojej mocy, nauczył
ją kontrolować... - Jego ton głosu był zwodniczo miły.
-Co chcesz w zamian?
-Nic – Wyszczerzył kły w parodii
uśmiechu. Wiedziałam, że coś się za tym kryje, nie mogło być inaczej. Wszystko wygląda pięknie na
zewnątrz, a gnije w środku. Ale jaki mam wybór?
-Dobrze demonie, przyjmę twoją pomoc. – Usłyszałam
tylko nieznośnie szyderczy śmiech bestii, nim wszystko zniknęło. Znów byłam w
brudnym pokoju na przeciwko shinobiego z sharinganem. Poczułam wzbierający
gniew. Miałam wrażenie, że zaraz czara się przepełni i coś we mnie wybuchnie.
Miałam rację. Nagle wzburzona chakra zawirowała wokół mnie, formując coś na
kształt niewidzialnego pancerza. Źrenice zwęziły się, a oczy przybrały krwawy
kolor. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nagle nastąpił niesamowity przypływ
mocy. Przez całe życie bałam się stracić kontrolę, a właśnie teraz dobrowolnie
oddawałam się w ręce demona, co ja do cholery wyprawiam?!
Wykonałam gwałtowny ruch i
zaatakowałam Uchihę. Zdezorientowany stał jak głupek, to była moja szansa.
Szarpnęłam się niekontrolowanie z powodu nadmiaru mocy w moim ciele.
Wyciągnęłam rękę z rozcapierzonymi pazurami i wbiłam je przeciwnikowi głęboko w
ciało, rozrywając materiał jego płaszcza i skórę. Zew krwi uderzył mi
do głowy. To było szaleństwo, słodki amok. Westchnęłam, wciągając intensywny
aromat posoki. Okładałam go z niezwykłą siłą i prędkością. Jednak nagle
poczułam, że coś przygważdża mnie do podłoża. Leżałam rozkrzyżowana na podłodze i
brudziłam ją krwią. W jednej chwili opuściła mnie cała moc. Byłam wyczerpana. Ach, a zapowiadało się nawet nieźle. Teraz jednak pora na pożegnanie z tym światem,
a chciałam się jeszcze tyle dowiedzieć. Cóż, nie ma, co płakać nad rozlanym
mlekiem.
-Zdała, zostaje z nami. Mam, co
do niej przeczucie, że się nam przyda.
-I ma w sobie Nekomatę. Tego
wrednego, nieuchwytnego demona.
-Heh nie masz wyboru kotku. To
znaczy masz, ale co to za wybór? – Rudy nachylił się nade mną i spojrzał mi w
oczy. Ten magnetyzujący wzrok, kryjący za sobą ogromną moc, sprawiał, że traciłam poczucie rzeczywistości. Nie byłam w stanie
wydusić z siebie nawet drobnego dźwięku, świadczącego o zgodzie lub niezgodzie
z jego postanowieniem. – Deidara, zdrap ją z podłogi i gdzieś ulokuj, bo nam tu zaraz zemdleje.
Nastał wieczór. Zachodzące
słońce oblało pokój purpurą. Gdzie ja jestem? Znowu to samo. Głowa boli mnie
niemiłosiernie i nie mogę sobie przypomnieć, jak się tu znalazłam. Zaraz,
zaraz. Coś kojarzę. Była jakaś walka i te dziwne typy z Brzasku i... No tak w
końcu skonfrontowałam się z Nekomatą. A poza tym, czy mi się wydaje, czy
zostałam przyłączona do Akatsuki? To chyba nie możliwe, ale jak inaczej
wytłumaczyć fakt, że jeszcze żyję. Przekręciłam się na łóżku. Usłyszałam
delikatne kliknięcie klamki. Do wnętrza zajrzał ten blondyn. Jak to się dzieje, że pojawiają się, gdy się przebudzę? Nasłuchują pod drzwiami, czy jak?
-Ocknęłaś się już. To
dobrze.
-Co się dzieje? Jakie jest moje
położenie? - Spytałam słabym głosem.
-Lider ci wszystko wytłumaczy.
Wstawaj idziemy do niego. – Z trudem zwlokłam się z łóżka. Ciało nieznośnie
bolało. Nie był to tylko efekt walki, ale również podróży i poszukiwań. Nie
pamiętam już, kiedy ostatni raz jadłam.
-Ruszaj się! – Pogonił mnie
Deidara, bo tak chyba się nazywał. Gubię się już w tym wszystkim. Mam wrażenie,
że go nie lubię. Dupek. Podążyłam za nim przez ciemny korytarz. Biuro Lidera
znajdowało się na samym jego końcu. Chłopak zapukał krótko i po drażliwym:
wejść, wepchną mnie do środka.
Pomieszczenie było ciemne.
Ściany w kolorze dojrzałej wiśni nie polepszały sprawy. Było tu nawet okno, choć szczelnie otulone zasłonami, nie dawało światła. Na środku stało biurko pełne papierów. A przy nim
siedział rudy mężczyzna.
-Witaj. – Mrukną basem. Skinęłam tylko głową.
– Wiesz, gdzie jesteś?
-Tak, to znaczy chyba tak...
-Czyli zdajesz sobie sprawę ze
swego położenia. To dobrze. Gdy walczyłaś z Itachim, dostrzegłem w tobie
potencjał. Będziesz dla nas walczyć. Tylko trzeba cię wytresować. – Najwyraźniej
bawił go okoliczności - to, że nie miałam wyboru. A przebywanie u nich
to i tak oczekiwanie na śmierć. Kiedyś będą musieli wyciągnąć ze mnie duszę
Nekomaty.
-Cóż, musimy jeszcze dopełnić
formalności. Jak się nazywasz?
-Katsumi.
-Nazwisko? – Zamyśliłam się na
chwilę. Zawsze, gdy o to pytano, byłam dziwnie traktowana. Ludzie nie mogli
przyjąć do świadomości, że go nie mam. Traktowali mnie jakbym była nikim, a
może właśnie nic nie znaczyłam.
-Brak. – Rudy nawet nie mrugnął
okiem, tylko przeszedł do następnego pytania.
-Wioska?
-Również brak. Jestem po prostu
Katsumi. Katsumi znikąd. – Spojrzałam na niego smutno, a on uśmiechną się
lekko.
- Nazywam się Pain i ja tu
rządzę. Trzymam, w jako takim ładzie ten burdel zwany Brzaskiem. Jesteśmy
organizacją terrorystyczną zajmującą się łapaniem Bijuu. Zdajesz sobie sprawę,
że jesteś nosicielką jednego z tych demonów? – Przytaknęłam.- Nie musisz
wiedzieć, po co to robimy. To teraz nieistotne. Ty będziesz od wykonywania czarnej roboty. Ach i
miej świadomość, że kiedyś twój demon będzie musiał trafić do naszej kolekcji. A
na razie żyj. - Kpiarski uśmiech nie schodził mu z twarzy.- Dobrze zadam ci jeszcze kilka
pytań. Gdzie dotąd mieszkałaś?
-W Konoha.
-Rodzina? Przyjaciele?
-Brak.
-Ktokolwiek bliski?
-Tylko kotka. – Biedna Miyuru
została sama, ale wiem, że sobie poradzi. Bo jak nie ona, to kto? Z głodu nie
umrze, przecież umie polować, a jak będzie miała dość życia na własną rękę, w
tym przypadku łapę, to znajdzie sobie jakąś przyjazną rodzinę.
-To ułatwia sprawę. - Odhaczył kolejny punkt na liście. - Stopień?
-Chunin. – Lider roześmiał się.
Spojrzałam na niego z pode łba.
-Coś nie tak? – Warknęłam.
-Nie wiedziałem, że
przyjdzie czas, że do organizacji trafi ktoś ze stopniem niżej niż jonin.
***
Dziewczyna najwyraźniej zezłościła się na mnie, bo siedziała z założonymi rękoma na piersi i zaciekłą miną.
-Cóż chyba czas przedstawić cię
innym. Jesteśmy mordercami i terrorystami, ale liczę, że reszta zachowa się jak
należy. – Co ja bredzę? Niby ta banda oszołomów miałaby zachowywać się
normalnie? Ale jak się tak na nią patrzy, to wzbudza coś na kształt sympatii. Dlaczego w
ogóle to robię? Przecież wykonanie tego planu jest bardzo mało prawdopodobne. Ech,
ale jak już zacząłem to musiał być jakiś znak. Chociaż pewnie będę żałował, że
nie zabiłem jej od razu.
- Pamiętaj jednak, jeśli chcesz
żyć musisz sobie sama radzić. Musisz też być użyteczna, więc trenuj. Bo jeśli
nie, to w każdej chwili możemy wyciągnąć z ciebie tego cholernego demona. – Nic
mi nie odpowiedziała. Czułem, że się boi, jednak nie dało się tego zauważyć
gołym okiem. Dziewczyna ma potencjał. To dobrze.
Stanąłem w drzwiach do kuchni,
tak, aby zasłonić swoim ciałem nowo przybyłą. W pomieszczeniu, jak to zazwyczaj
tutaj bywa, panował totalny rozgardiasz. Wszędzie walały się jakieś
bezużyteczne lub już popsute rzeczy. Ludzie krzyczeli, kłócili się lub
wygrażali sobie nawzajem.
-Zamknąć się! – Nagle zaległa
względna cisza. – Mamy gościa, więc zachowujcie się. – Tą informacją wzbudziłem
zainteresowanie. Akatsuki zaczęło spoglądać po sobie i snuć domysły w
swoich głowach. Pomysły mieli przeróżne, jednak żaden z nich nie wpadł na prawdę. Nie
domyślili się, że właśnie za mną stoi dziewczyna, jeden z obiektów, które
porywamy i z których brutalnie wyrywamy życie. Będą zadawać mnóstwo pytań. A po
co to? Czemu ona jeszcze żyje? Co tu robi? Jednak to ja tu rządzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz