Ostre światło drażniło mnie nawet przez
zamknięte powieki. Po krótkiej walce postanowiłam jednak je otworzyć.
Znajdowałam się w nieznanym mi pokoju. Było tu strasznie jasno. To pewnie przez
te ściany. Wszystko było tu białe: ściany, ramy okienne, sufit, pościel,
nawet szafki nocne. Przy łóżku stała kroplówka. Cholera, jestem w szpitalu.
Tylko gdzie? W Konoha czy... Nie dokończyłam myśli, przerwał mi miły, kobiecy
głos.
-Och, nareszcie wstałaś.
Zaczynałam już się martwić. – Pielęgniarka pochyliła się nade mną i majstrowała przy igle, ulokowanej w moim ciele.
-Czy ja...ja? – Znów mi
przerwała.
-Jesteś w Konoha. Podczas bitwy zostałaś zraniona zatrutym ostrzem, całe szczęście udało nam się, cię uratować dzięki
szybkiej interwencji. Spałaś przez trzy dni. – Trzy dni?! O nie! To zbyt długo.
Zaczęłam podnosić się ze szpitalnego posłania.
-O nie, nie wstawaj. - Pielęgniarka próbowała znów usadowić mnie na miejscu. - Jeszcze
jesteś osłabiona.
-Wszystko ze mną w porządku.
Muszę wracać do domu.
-Wszyscy się na pewno o ciebie
martwią, ale... – Tym razem to ja jej przerwałam.
-Wszyscy to za dużo powiedziane,
raczej moja kotka. – Kobieta dziwnie na mnie spojrzała. Zeszłam z łóżka.
-Dam sobie radę. Dziękuję za
opiekę.
Po mojej głowie krążyły
wspomnienia ze spotkania w wąwozie. Muszę odnaleźć tego blondyna za wszelką
cenę. Chcę wiedzieć, co się działo zanim trafiłam do tej wioski. Może mam
gdzieś rodzinę, dom. Może ktoś na mnie czeka i martwi się o mnie.
Weszłam do domu. Przywitały mnie
białe ściany zdobione misternymi malunkami.
-Miyuru, wróciłam! – Kotka
przydreptała i miękko ocierając się o moje kolana, przywitała mnie. Tęskniła,
wiedziałam to. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i podrapałam za uchem. Jest ze mną odkąd pamiętam. Moja
jedyna towarzyszka niedoli. Zastępuje mi rodzinę i przyjaciół. Nie wystarczy
mieć, dokąd wrócić. Trzeba jeszcze kogoś, kto będzie czekał. A Miyuru była dla mnie właśnie kimś takim.
Nalałam sobie i kotce mleka. To
już uzależnienie. Z kubkiem w ręce usiadłam na podłodze, opierając się plecami
o szafkę. Gładząc Miyu po grzbiecie, opowiedziałam o tym, co wydarzyło się podczas
misji. Po zakończeniu historii ostatkiem sił zawlokłam się do pokoju i runęłam
na łóżko. Nie miałam już nawet siły pójść pod prysznic. Obok mnie usytuowała
się puchata kotka, mruczała uspokajająco. Ułożyłam głowę na poduszce. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Noc minęła bez jakichkolwiek
snów. To mnie zadowalało. Mogłam chociaż wypocząć. Leżałam, gapiąc się
bezsensownie w sufit. Nie myśląc o niczym konkretnym, błądziłam wzrokiem po białej
powierzchni. Mogłabym tak trwać w nieskończoność, jednak z osłupienia wyrwały
mnie niecierpliwe miauknięcia kotki. Co począć? Trzeba żyć. Z wielkim trudem
wstałam z łóżka. Nagą stopą niezdarnie szukałam kapci. Gdy już zdołałam je
odnaleźć i włożyć na nogi, nieprzytomnym krokiem udałam się pod prysznic.
Chłodna woda była dla mnie wybawieniem. W końcu mogłam zmyć z siebie brudy
misji i zapach szpitala. Przyłożyłam głowę do ściany. Strumień zimnej cieczy
spływał mi po plecach. Nagle nawiedziła mnie pewna myśl. Muszę go odszukać.
Tego blondyna z Akatsuki. To moja jedyna nadzieja. Nie chcę spędzić życia w zakłamaniu,
nie wiedząc, kim jestem. Bo tego najbardziej się boję. Tak naprawdę chcę
odnaleźć siebie.
Czując głód, obrałam za cel
kuchnię. Było to niewielkie pomieszczenie o błękitnych ścianach. Mieszkałam sama,
więc nie potrzebowałam dużo miejsca. O przepraszam, mieszkałam z Miyuru, ale
ona nie siadywała na krześle przy stole. Lubiłam ten pokój. Często z Miyu siadałyśmy przed oknem i
jedząc posiłek, obserwowałyśmy ludzi z wioski.
Zajrzałam do lodówki i
wyszperałam masło i dżem. Przygotowałam sobie kanapki, a kotce sypnęłam porcję
karmy.
-Miyuru, mam zamiar wybrać się
na małą wycieczkę. – Zakomunikowałam. – Idziesz ze mną?
-Jeżeli chcesz. A tak w ogóle myślisz, że puściłabym cię samą?
-Heh, raczej wątpię.
–Uśmiechnęłam się do niej szczerze. Tak bardzo jestem jej wdzięczna, że jest ze
mną.
Pakowanie trwało krótko. Nie
miałam pojęcia na ile się wybieram, może na kilka dni, a może na kilka tygodni,
a może już nigdy nie wrócę. Kto wie? Zarzuciłam plecak na ramię. W domu
zostawiałam względny porządek. Przez chwilę nawet przemknęła mi myśl o
napisaniu jakiejś krótkiej wiadomości, ale dla kogo?
-No to wyruszamy! Mniemam, że ty nie masz nic do spakowania.
Gdy opuszczałyśmy mieszkanie, zrobiło mi się niemal smutno. Miałam jakieś niejasne przeczucie, że nie prędko
tu wrócę. Ale szlak wzywa. Po wyjściu na ulicę zawahałam się, w którą stronę.
-Hmm cztery dni to chyba nie aż
tak dużo, prawda? Uda się nam go jakoś wytropić? - Podświadomie jednak wiedziałam, że przez tak długi czas mój cel mógł przemieścić się pięć razy.
-Cóż, jak coś to będziemy liczyć
na łut szczęścia.
Droga zaczynała mi się już
dłużyć. Wędrowałyśmy przez dwa dni i nic. Trafiłyśmy na jakiś marny niewiele
mówiący trop. Nie wiedziałam czy mam się nim sugerować, czy może szukać czegoś
innego. Próbowałam nawet pytać ludzi, czy czasem nie przelatywał tędy
przestępca klasy S na glinianym ptaku. Jednak oni tylko patrzyli na mnie,
jak na osobę niespełna rozumu. No ciekawe dlaczego? Ech, jestem beznadziejna.
Porwałam się na taką wyprawę, jak z motyką na słońce. Może powinnam wrócić do
domu z podkulonym ogonem.
Byłam już w głębokiej depresji,
gdy nagle Miyuru wbiła mi pazury w udo.
-Hej, co ci odbiło?! To boli. –
Wrzasnęłam, obruszona.
-To słuchaj jak do ciebie mówię, a przynajmniej nie blokuj myśli. Czy to
nie ten twój blondyn? Tam na niebie. – Spojrzałam w górę i
natychmiast poderwałam się z ziemi.
-Miyu jesteś niesamowita! Co ja
bym bez ciebie zrobiła?
***
Leciałem właśnie w stronę
organizacji, gdy nagle poczułem, że jestem obserwowany. Ktoś mnie śledził.
Zniżyłem lot i zacząłem się rozglądać. Niestety, śledzący był poza zasięgiem
mojego wzroku. Muszę gdzieś wylądować, żeby skontaktować się z Liderem.
Gdy nogi dotknęły ziemi,
skupiłem czakrę i spróbowałem nawiązać kontakt.
-Czego?! – Jak zawsze się wydziera.
-Jestem w drodze do kwatery, jednak pojawił się mały problem. Ktoś mnie
śledzi. – Niemal słyszałem jak żyłka pulsuje mu na czole.
-Ty Idioto! Sprawdź, kto to. – Rozejrzałem się po otoczeniu.
Mój wzrok przykuł ruch za pobliskim drzewem. Czy mi się wydawało, czy widziałem
skrawek ogona? Nie możliwe. Polazła za mną, aż tu?
-Chyba domyślam się, kto mnie śledzi.
-Więc? – Ciekawe co tym razem zrobili, rudy jest nieźle
wkurzony.
-To dziewczyna, którą spotkałem na misji w Sunie. Była razem z shinobi z
Konohy.
-Czego od ciebie chce?
-Wydaje jej się, że mnie już kiedyś spotkała.
-Silna jest?
-Nie wiem.
-Przyprowadź ją do nas. - Nie wiem dlaczego, ale miałem głupie wrażenie, że mówiąc to, Pain uśmiecha się przebiegle.
Dziewczyna wyszła zza drzewa.
Drżała. Ale nie ze strachu, była wycieńczona. Najwyraźniej podróż ją
przytłoczyła.
-Muszę z tobą porozmawiać. –
Powiedziała. Milcząc, ostrożnie wsunąłem rękę do torby. Pochwyciłem kawałek
gliny i zacząłem formować bombę. Dziewczyna zbliżała się. Głupia, nie zwróciła
uwagi, że mam zamiar ją zaraz zaatakować. Szybkim ruchem wyciągnąłem rękę z kabury
i rzuciłem figurką.
-Katsu! – Zdezorientowana nie
miała szansy na unik. Eksplozja odrzuciła ją na drzewo. Gdy podszedłem, była już
nieprzytomna.
Fajny blog, dobrze, że tu trafiłam!
OdpowiedzUsuńNie chce ci spamować, ale prosze wejdź na mojego bloga!
Mam-nadzieje-ze-to-koniec.blogspot.com
Fajny blog, dobrze, że tu trafiłam!
OdpowiedzUsuńNie chce ci spamować, ale prosze wejdź na mojego bloga!
Mam-nadzieje-ze-to-koniec.blogspot.com