4/20/2016

Rozdział XI Uciekając przed kosą

   W Akatsuki kuchnia była chyba jedynym miejscem, w którym członkowie organizacji spędzali czas w towarzystwie innych. Cóż był jeszcze tak zwany salon – nędzne pomieszczenie z kanapą i fotelami do kompletu z wyblakłymi pod wpływem czasu obiciami, stolikiem, taboretem i półką na książki, jednak nie zarejestrowałam by ktokolwiek tam zaglądał. Wszyscy zazwyczaj siedzieli zamknięci w swoich odrębnych światach, odseparowani od innych ścianami pokojów.
-Siedzisz na moim miejscu, Blondyneczko. – Hidan rzucił groźne spojrzenie zajadającemu się naleśnikami Deidarze. Tuż po przełknięciu kawałka Deidara odwarknął.
-Wal się Siwulcu. – I dalej zajął się mącznymi wyrobami, doprawionymi słodkim syropem. Odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się jashiniście.
-Co powiedziałeś?! - W jego oczach gorzała wściekłość. Wyglądał, jakby miał zaraz rozszarpać gardło blondyna.
-To, co słyszałeś. Chyba, że wraz z siwieniem łepetyny, pogarsza ci się słuch.
-Odszczekaj to, chrzaniony artysto! – Deidara gniewnie odrzucił grzywkę z twarzy i obrócił się w stronę Hidana.
-Masz jakiś problem?
-Tak, twoje marne istnienie jest cholernym problemem. – Jashinista błysną niebezpiecznie białymi zębami. – Jednak zaraz temu zaradzę! – Krzyknął, po czym sięgnął po stającą pod pobliską ścianą swoją ukochaną kosę, którą ciągał ze sobą wszędzie. Najwyraźniej często mu służyła, bądź miał do niej sentymentalną słabość.

   Deidara wzdrygnął się, czując nadchodzące niebezpieczeństwo. Zerwał się z krzesła i począł uciekać na drugą stronę stołu, by być jak najdalej od Hidana.

   Patrzyłam na tę scenę z pół-przytwartymi ustami. Coś takiego nie miało jeszcze miejsca podczas mojego trzytygodniowego pobytu w organizacji. Każdy kontakt po między członkami Brzasku ograniczał się do wymiany powitań bądź krótkiego komentarza. Nareszcie byłam świadkiem jakiejkolwiek relacji wśród Akatsuki. Czasami miałam wrażenie, że powstrzymywali się przy mnie, odwracali wzrok od towarzyszy i zagryzali języki. Podejrzewam, że Lider maczał w tym swoje paluchy. Jak dało się zauważyć Rudy, lubiłam nazywać go tak w myślach, cały czas wykrzywiał obraz swojej organizacji. Dlaczego to robił? Chciał mnie chronić? Niby, przed czym i przede wszystkim, z jakiego powodu miałby to robić? Nie był typem osoby, która zajmowała się protekcją innych. Może po prostu nie chciał, bym zbyt szybko zraziła się do tego miejsca i spróbowała ucieczki. Tak, to jest bardzo prawdopodobne.  

   Wspominany przed chwilą przeze mnie Lider, bezceremonialnie wkroczył do kuchni. Jego obkolczykowana osoba, nienaturalnie kontrastowała ze zwykłością i prostotą pomieszczenia. Obrzucił obecnych zimnym spojrzeniem i zagrzmiał basem.
-Zamknij się w końcu Hidan! Słychać się w całej organizacji. – Białowłosy niechętnie przestał wyklinać blondyna, jednak uśmiechnął się do niego tryumfalnie. Z jego garści zwisały pasma jasnych włosów.
-Czy coś się stało, Liderze? – Zapytał lekko zdziwiony obecnością Peina w kuchni podczas pory obiadowej Itachi.
-Od dziś wznawiamy wspólne treningi. Za dwie godziny macie być gotowi na miejscu tam, gdzie zawsze.
-Co?! Wspólny trening? Przecież porzuciliśmy tę inicjatywę już dawno. – Poskarżył się Deidara.
-Głupku to przez wzgląd na nią. – Hidan wskazał na mnie. – Lider pewnie chce sprawdzić, na co ją stać. – Jego usta wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu. – I to zemną będzie miała przyjemność. Czas wyrównać rachunki.

   Zadrżałam. Mowa Hidana zaniepokoiła mnie. Ogon samoistnie nastroszył się i podwoił swoją objętość. Zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi. Wspólny trening? Jakbym nie miała już dość po katowaniu przez tego sadystycznego demona.  I to miejsce tam gdzie zawsze. Niby skąd mam wiedzieć gdzie? Rudy najwyraźniej zmuszał mnie do konfrontacji, z którymś z członków organizacji. Wiedziałam, kogo zapytam. Kisame. To chyba jedyna osoba, która poczuła do mnie sympatię. Zawsze był uprzejmy, opowiadał o Brzasku i interesował się, jak się miewam.

   Hoshigakiego nie było w pokoju. Poczułam nieprzyjemne mrowienie w żołądku. I co teraz? Do kogo mam się zwrócić? Może lepiej poczekać na korytarzu i udać się razem z resztą. A jeśli nikt nie będzie tędy przechodził? Przecież ja nawet nie wiem, którędy wychodzi się z kwatery Akatsuki. Bo trening odbędzie się na zewnątrz, nie wyobrażam sobie go w małych salach organizacji. Dobrym pomysłem byłoby zwrócić się do Lidera, jednak było to to, czego on chciał. Zmuszał mnie do wyjścia ze skorupy. Od tygodnia z nikim nie rozmawiałam. Ukrywałam się w pokoju lub w sali treningowej, korytarzem chodziłam wyłącznie, gdy był pusty. Obawiał się, że zamknę się w sobie i zacznę planować ucieczkę. W tym momencie niewiele trzymało mnie tutaj, najmocniejszym argumentem było moje życie, jednak i to może wkrótce stracić na ważności. Przecież nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy osobie mojego pokroju. On w każdym razie liczył na pierwotny instynkt, który podpowiadał przetrwanie. Chciał żebym znalazła punk zaczepienia, coś co mnie tu utrzyma. Od czasu gdy dowiedziałam się, że Deidara, nie jest tym, kogo oczekiwałam, przynależność do organizacji straciła dla mnie sens. Wręcz ograniczała.

   To, czego chciałam, to poznanie przeszłości, odkrycie kim jestem i co działo się przez te dwanaście lat, których nie pamiętam. To jest mój cel. Teraz gdy należę do Brzasku, nie mogę swobodnie kontynuować poszukiwać.

   Czasami zastanawiam się, co mi to da? W porządku, dowiem się skąd pochodzę, kim byli moi rodzice, kto zafundował mi tak wspaniały prezent, jakim jest demon w ciele, i co potem? Przecież nie ułoży mi to życia. Dalsze istnienie straci sens. Potrzebuję czegoś, co poprowadzi mnie w przyszłość, a nie wciąż będzie ciągnęło do dnia byłego, jak kula u nogi tonącego. Mogłabym za cel obrać doskonalenie się, albo rozkręcenie własnego interesu lub coś tak zwykłego, jak założenie rodziny. Może mogłabym zaszyć się w jakiejkolwiek ukrytej wiosce, niekoniecznie w Konoha i dalej żyć jako shinobi. Ale równie dobrze mogę zostać tu.

   Wydaje mi się, że Akatsuki to miejsce dla takich jak ja. Dla ludzi którzy nie mają, co ze sobą zrobić. Którzy spalili za sobą wszystkie mosty lub jak jest w moim przypadku, ich mosty otacza nieprzenikniona mgła.

   Ziewnęłam. A może dam sobie spokój z rozmyślaniem, które i tak do niczego nie prowadzi. Będę płynęła z biegiem rzeki wydarzeń, poddając się jej i dopasowując do jej rytmu.
   Nie pamiętam kiedy usiadłam. Zrobiło mi się tak sennie. W pewniej chwili oczy same mi się zamknęły, jakby ktoś zasunął je, jak zasuwa się zasłony w oknach.

***
   Siedziała skulona pod ścianą. Drzemała sobie w najlepsze, gdy to ja zostałem oddelegowany na poszukiwania jej. Lider wściekł się, gdy nie dotarła na czas. Zaczął wrzeszczeć, że nie toleruje spóźnialstwa i jako że to za mną tu przyszła to teraz mam ją niańczyć i iść po nią. Całe szczęście nie musiałem długo szukać.

   Wyglądała na zmęczoną. Trenowała jak szalona, jednak na darmo. Ona tu nie pasuje, nie powinno jej tu być. Gdybym wtedy na nią nie spojrzał wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednak nie ma co gdybać. Ta dziewczyna nie pociągnie tu długo. Jeżeli któryś z organizacji tego nie zrobi, to prędzej czy później Pein zabierze się za wyciąganie z niej demona, a tego na pewno nie przeżyje.

   Nawet trochę mi jej żal. My wszyscy przed trafieniem tutaj, mieliśmy już kryminalną przeszłość. Dołączenie do Brzasku było po prostu kolejnym krokiem.  Ona wciąż jest niewinna. Mimo, że siedzi w niej ten cholerny demon, nie wykazuje żadnych objawów szaleństwa, ani chęci mordu. Pobyt w Aka zniszczy ją i jej szczątkową moralność. Sam wiem po sobie. Byłem młodszy niż ona gdy dołączyłem, może i miałem za sobą kilka ataków terrorystycznych, jednak wciąż posiadałem blokadę przed zabijaniem. A teraz? Nawet nie mrugnę, przy wysadzaniu grupki tępych shinobi.

   Dobra, ale nie po to zostałem tu wysłany, nie? Moje zadanie to dostarczyć Jinchuriki. A jak się nie pospieszę to Lider wścieknie się i wyśle mnie na paskudną misję. Za co z kolei Sasori obedrze mnie ze skóry, bo straci cenny czas, który mógłby poświęcić pracy nad swoją badziewną sztuką. Sztuka to wieczność, kto by pomyślał? Sztuka to chwila. Ulotność – to jest właśnie piękne.

   W ramach pobudki szturchnąłem ją nogą, co by sobie jeszcze nie pomyślała, że się może spoufalać. Jest najmłodsza wiekiem i stażem, niech zna swoje miejsce.

   Katsumi mruknęła przeciągle i otworzyła zaspane oczy. Nagle jakby coś sobie uprzytomniła i skoczyła na równe nogi.
-Ile czasu minęło?! – Zaczęła wrzeszczeć i szarpać mnie za koszulkę. No i nici z budowania respektu u nowej.
-Wystarczająco dużo by Lider miał pretekst do zamordowania cię. – Wyrwałem materiał ubrania z jej uścisku i skierowałem się w stronę prowadzącą na pole treningowe. - Rusz się, bo spłoniesz pod wpływem spojrzeń reszty. A uwierz mi, co najmniej dwójka z nich potrafi zabijać wzrokiem.

   Przed wyjściem z organizacji zatrzymałem się, a ona o mało co nie wpadła na mnie. Dobra jako starszemu koledze wypada dać młodej kilka wskazówek.
-Słuchaj. – Zacząłem, a ona spojrzała niepewnie. – Hidan na pewno zatroszczył się o to byś z nim walczyła. Nie daj się nawet drasnąć jego kosą, rozumiesz? Jeżeli trafi cię, będzie po tobie.
  Kiedy już doszliśmy, wszyscy byli wielce zniesmaczeni, na co dziewczyna skuliła się w sobie. Jeszcze nie doszła do siebie. W sumie to się nie dziwię, życie w strachu nigdy nie pomaga rozchwianym osobowościom.
-Skoro raczyłaś nas łaskawie zaszczycić swoją obecnością, zaczynajmy.

   Lider bez ceregieli wskazał Kisame i Kakuzu, a potem pole przed zgromadzonymi. Hoshigaki westchnął cierpiętniczo. Niebieski jakoś nigdy nie palił się do walki. Przynajmniej nie tu w organizacji. Jak to było na misjach, nie wiem, nie miałem przyjemności, jako takich z nim odbywać. I całe szczęście. Ten rybolud w ogóle nie znał się na sztuce, zanudziłbym się z nim na śmierć.

***
   Wywołani przez lidera wyszli na środek pola, pochylili przed sobą czoła i zaczęło się. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. W Konoha czasem miałam możliwość przyjrzenia się, jak walczą świetni shinobi, ale to... to był zupełnie inny poziom.  Kisame i Kakuzu ścierali się tak szybko, że ledwo nadążałam za ich ruchami.

   W pierwszej kolejności Kisame chwycił za swoją Samehadę i już blokował cios zadany przez przeciwnika. Kakuzu odbił się od miecza Hoshigakiego, w trakcie wykonując pieczęcie.  Nagle jego ramię wydłużyło się, a z pozszywanych miejsc wypełzły, jak długie glisty, czarne nici. Dziwna materia, która nie została przeze mnie do końca zidentyfikowana, zaczęła owijać się wokół Kisame, krępując jego ruchy. Nie trwało to jednak długo. Hoshigaki zrobił coś, co sprawiło, że więzi skurczyły się i opadły. Kakuzu nie czekając na ruch niebieskoskórego shinobi znów zaatakował.

   Walka nie trwała długo, jednak skupiając się na niej i pochłaniając ją wzrokiem miałam wrażenie, że minęła wieczność od jej rozpoczęcia. Przeciwnicy lekko dysząc, znów skłonili się. Nie było zwycięscy. To był po prostu trening, upuszczenie zbędnej energii. Ci dwaj nie potrzebowali uznania, nie próbowali udowodnić, który jest lepszy. Wykonali to, co do nich należało.
-Katsumi! Hidan! – Lider wskazał palcem pole, na którym przed chwilą walczyli Kakuzu z Kisame. W pierwszej chwili nie dotarł do mnie sens słów Peina. Patrzyłam na niego otępiale. Potem przyszło zrozumienie i przeraziłam się. Przez głowę przeszły mi słowa Hidana: czas na wyrównanie rachunków.

   Mimo strachu, który siedział we mnie, posłusznie stawiłam się na polu bitwy.  Nie wiedziałam, co robić. Poprzedni przeciwnicy skłonili się sobie, wydawało mi się to odpowiednie. Jednak nie doczekałam się żadnego, nawet najmniejszego skinienia.

   Hidan skoczył ku mnie bez ostrzeżenia, wysuwając trójzębną kosę do przodu. Machnęłam nerwowo ogonem, by przerwać paraliż, którym zdjął mnie strach. Zrobiłam unik. Cóż nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, postanowiłam, więc okrążyć przeciwnika, obserwując jego ruchy.

   Hidan nie był tak szybki, jak Itachi, z którym kiedyś walczyłam, był prawdę mówiąc przeciętny. Widać, że polegał na sile. Jego ruchy były gwałtowne i chaotyczne, co nie pozwalało na przewidzenie ich. Zauważyłam jednak, że jedyną bronią Hidana była kosa. Żadnych kunai ani shuriken, co dawało mi pewną przewagę, ponieważ ja posiadałam pełen asortyment w zanadrzu. A gdyby zabrakło, wszystko mogłam odtworzyć z pomocą kekkei genkai.

   Kosa znów poszła w ruch. Hidan był blisko, znajdowałam się w jego zasięgu. Koniec oględzin, czas zacząć działać. Odskoczyłam i rzuciłam kunai w stronę przeciwnika. Jashinista bez problemu zablokował atak i zaśmiał się pogardliwie.
-Z czym do ludzi, dziewczyno? Czy myślisz, że dałabyś radę chociażby mnie drasnąć tym? – Podniósł odbite ostrze z ziemi i przyjrzał się mu badawczo, po czym gwałtownym ruchem ciął się nim w ramię. Z podłużnej rany zaczęła sączyć się krew. Hidan uśmiechnął się przewrotnie.

   Co się dzieje do cholery? Dlaczego on się zranił? Czy to jakaś sztuczka?
-Przestań analizować jego chore zachowania. On odwraca twoją uwagę!
   Nekomata jak zwykle miał rację. Gdy tylko poczułam się niepewnie i straciłam czujność, Hidan rzucił się na mnie. Zostawiając kosę w tyle chwycił mnie za nadgarstki. No to po mnie. Nie miałam szans w takim zwarciu, był zbyt silny. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, przyciągną jedną dłoń do drugiej i zagarnął w garść obie moje ręce.

   Musiałam działać szybko. Teraz gdy miał wolną rękę, miał zbyt duże pole do popisu. Głupi chwycił mnie za nadgarstki, więc wciąż mogłam wykonać niektóre pieczęci. Całe szczęście, że znałam jedną technikę, która wymagała, tych znaków, jakie dałam radę złożyć.
-Garasu no ame! – Deszcz igieł posypał się raniąc głównie Hidana, ale i ja byłam w polu rażenia. Korzystając z efektu zaskoczenia, wyrwałam się z uścisku przeciwnika i oddaliłam się na bezpieczną odległość.
-Ty mała! – Hidan wściekł się. Wyciągnął z ciała kilka szklanych igieł i chwycił za swoją broń. Pełen gniewu wyrzucił kosę przed siebie. Było to niespodziewane zachowanie. Ostrze przeciwnika dosięgnęło mnie, jednak rozszarpując jedynie materiał bluzki na boku. Byłam nieostrożna. Dałam się zaskoczyć. Mogłam domyślić się, że kosa Hidana nie jest zbyt błahą bronią, miała w sobie wiele ulepszeń.

   Hidan ze stoickim wręcz spokojem przyciągną do siebie kosę za pomocą przytwierdzonego do niej łączenia. Jedynie po jego twarzy błąkał się tryumfalny uśmieszek. Widział moje zaskoczenie, a ono bawiło go niezmiernie. Dobra dziewczyno, zbierz się w sobie. Pora na bliższe starcie.

   Korzystając z chwili, w której Hidan rozkoszował się moim szokiem, zaczęłam przygotowywać odwet. Skupiłam się na chwilę, tak jak robiłam to na treningach. Złożyłam dłonie. W momencie, gdy między nimi zaczęło formować się szkło, stopniowo odsuwałam je od siebie. Po pełnej krystalizacji w rękach pozostała mi katana.

   Nie czekałam na uwagę Hidana, uderzyłam natychmiast po chwyceniu miecza w dłonie. Teraz to on był zdziwiony. Siekłam ostrzem bez ustanie, próbując przebić się przez jego gardę. Bezskutecznie. Jashinista z powodzeniem każdy atak parował kosą.
-No proszę, kto by się spodziewał, takich sztuczek po naszej nowej koleżance? – I znów ten szyderczy uśmiech pełgający po jego ustach. Sprawiający, że miałam ochotę go zetrzeć go prawym sierpowym.
-Myślisz, że jak nauczyłaś się paru technik, to twoje miejsce tutaj będzie uzasadnione? Że uda ci się pokonać któregokolwiek z nas? – Hidan rozpoczął ofensywę.
-Nie mam pojęcia, po co Lider cię tu trzyma, ale nie pożyjesz tu długo. Jesteś słaba. – Ciosy stały się coraz mocniejsze. Musiałam zacząć się cofać.
-No dalej! Pokaż, czego tak się długo uczyłaś! – Starałam się oddawać uderzenia, jednak moje szermierskie umiejętności wciąż nie były na zbyt wysokim poziomie. Niezgrabnie stawiałam stopy. Wszystko, co wytrenowałam szlag trafił. Strach i poczucie bezsilności zrobiły swoje. Chciałam już to zakończyć.
-Hidan przestań gadać! Walcz. – Jashinista odwrócił głowę w stronę Itachiego. Jego twarz wykrzywiła się w paskudnym grymasie.
-Proszę bardzo. – Ciosy zadawane kosą stały się jeszcze silniejsze i szybsze. Nie byłam w stanie wszystkiego sparować. Cofałam się i cofałam, aż nagle natrafiłam na barierę. Hidan przyparł mnie do drzewa. Jego dłoń oplotła się wokół mojego gardła, miażdżąc mi krtań. Nie mogłam złapać oddechu. Szamotałam się, jak mucha złapana w sidła pająka, jednak nic to nie dało. Bezsilna wypuściłam miecz z ręki i opuściłam głowę.
-Koniec. Zwyciężył Hidan. – Zagrzmiał Pein. - Puść ją już. – Zagrzmiał Lider tonem nieznoszącym sprzeciwu.

   Hidan powoli zdjął dłoń, po czym nachylił się nade mną. Musnął płatek mojego ucha złośliwie wykrzywioną wargą.
-Gdybym miał możliwość zabiłbym cię tu i teraz. –Szepnął miękko i odszedł.
   Zmroziło mnie. Byłam jak sparaliżowana, nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Na pół przygiętych kolanach opierałam się o drzewo. Starałam się nie osunąć bezwładnie na ziemię. Nie dam mu tej satysfakcji. Jednak, czy jego to obchodzi? Przecież osiągnął już to, co chciał osiągnąć. Odegrał się i to z przytupem.

   Do organizacji szłam przedostatnia, za korowodem na szarym końcu ciągną jeszcze Lider. Byłam zmęczona, głowę tylko cudem utrzymywałam w pionie. Nogami powłóczyłam po ziemi tak, że miałam wrażenie, że zaraz zaczepię o kamień i runę na glebę. Nagle do mojej świadomości włamał się głos Peina. Zwolniłam więc kroku.
-Udasz się juto na misję. – Podniosłam głowę zaciekawiona. – Razem z Kisame – Ucieszyłam się na te słowa. Niebiesko-skóry był jedynym członkiem brzasku, z którym komfortowo mogłam rozmawiać. – i z Itachim.


   Co!? Nie, tylko nie z Uchihą.

2 komentarze:

  1. Jej, długo mnie tu nie było :O ale wszystko nadrobione!! :D

    .Kisame dobrym 'człowiekiem' jest i niech pomiędzy nim a Katsumi nie będzie nigdy żadnych zgrzytów!! ^^
    .Ogólnie to Hidan jest w czołowej 3 moich ulubieńców z Akatsuki... i tak dziwnie czytać opowiadanie w którym ten zboczuch jest jeszcze większym psycholem i ciągle ma jakieś wonty do wszytskich -,-' No ale przynajmniej nakręca akcję xd
    .Podziwiam tych którzy potrafią opisywać przebieg walk bo dla mnie to jest normalnie czarna magia, dlatego wielki SZACUN.!! I chociaż nie powaliło długością to mi się podobało ^^
    .Mam nadzieję, że często będziesz opisywac te ich treningi i kiedyś nasza bohaterka trafi na Deidarę :3 XD
    .Łooo.!! W następnym rozdziale zapewne zacznie się już ich misja!! *.* bd czekać z niecierpliwością
    .I tak jak się cieszyłam na jej pierwszą misję w Akatsuki, tak padłam kiedy przeczytałam z kim idzie. ITACHI. Fakt, od grudnia totalnie zmieniłam zdanie o tym kolesiu, niemniej jednak wciąż go nie toleruję. Już zaczęłam się bać, że wplączesz Katsumi w romans z Uchihą, ale przypomniałam sb co już o tym mówiłaś "Katsumi raczej będzie z nim na ścieżce wojennej.". Kamień spadł mi z serca ^^ [bo ja dalej bd kibicować Deidarze <3]

    .Weny kociaro :D

    bd czekać, bd czytać
    buziaki, sarah ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :) Choć odpisuję dosyć późno, wybacz. Cóż nowy rozdział już dodany i przepraszam, ale między Katsumi i Kisame wystąpiły zgrzyty. A Hidan też jest jednym z moich ulubieńców i możesz liczyć na to, że odegra ważną rolę w opowiadaniu ;) Co do opisów walki, to mam wrażenie, że dużo mi jeszcze brakuje, ale będę się dalej starała. W każdym razie dzięki za uznanie. Ooo i co skłoniło cię do zmiany opinii o Itachim?? Ja tam osobiście go lubię, mimo iż Katsumi go nie cierpi xd

      Usuń

Layout by Tyler