11/04/2015

Rozdział VI Poznajmy się. Nie tacy mordercy straszni jak ich malują.

   Byłam niespokojna. Dłonie mi drżały, oddech był nierówny, czułam, że na policzki wstępują mi rumieńce. Czułam się głupio. Jakbym szła pierwszy raz do szkoły. Lider mnie właśnie zapowiadał. Miałam wrażenie, że ze mnie drwi. Bawiła go ta sytuacja. Może właśnie po to tu jestem, dla ich uciechy. Może to tylko okrutny żart. Zaraz rzucą się na mnie wszyscy z szyderstwem na twarzy. Wytkną mi, jaka jestem łatwowierna. Powiedzą, że jestem idiotką, że uwierzyłam w to wszystko i za moją głupotę łaskawie mnie zabiją. Bo jestem nikim i nie mam powodu żyć. Poczułam, że coś się we mnie wywraca. Chyba się zrzygam. Wezmę nogi za pas i ucieknę. I co potem? Ale bagno. Chciałabym być niewidzialna. Głupia tak kurczowo trzymam się życia.
-Poznajcie Katsumi, waszą nową towarzyszkę. – Lider odsuną się tak, aby było mnie widać.  Skuliłam się w sobie. Czułam się jak gnieciony papierek w dłoni, pod wpływem ich spojrzeń. Niektórzy wydawali się zawiedzeni, inni obojętni, ale siwowłosy z rogu stoły najwyraźniej nie posiadał się ze szczęścia.
-W końcu jakaś nowa panienka. Hej kiciu! Masz ochotę poznać mnie bliżej? - Zapytał z lubieżnym wyrazem twarzy. Mężczyzna ten miał rozpięty płaszcz, dzięki czemu widać było jego dobrze zbudowany tors, na którym spoczywał talizman – odwrócony trójkąt w obręczy. Wokół szyi owinięty był ochraniacz z przekreślonym znakiem Yugakure. Wyżej była mocna szczęka i szelmowski uśmiech, który wywołał u mnie niekontrolowany dreszcz. Bałam się. Oczy miał niespotykane, bo fiołkowe. Przenikliwe spojrzenie mówiło, że zawsze bierze, co chce.
-Spróbuj ją tknąć Hidan, to policzysz się ze mną. – Lodowate słowa Lidera najwyraźniej zgasiły popęd siwego. – A teraz zostawiam was, bądźcie grzeczni. – Rudy odwrócił się i bezceremonialnie wyszedł z kuchni. O mało, co nie rzuciłam się za nim, krzycząc żeby nie zostawiał mnie z nimi samej.
   
   Stałam rozdygotana w progu kuchni. Pierwsza podeszła do mnie kobieta z wioski ukrytej w deszczu. Była ode mnie sporo wyższa. W niebieskie włosy miała wpięty papierowy kwiat. Jeden z niesfornych kosmyków delikatnie opadał jej na twarz. Blada cera wprawiała w przeświadczenie, że kunoichi jest lodową rzeźbą. Sine, zastygłe w beznamiętnym wyrazie usta potęgowały to wrażenie. Tylko płonące, bursztynowe tęczówki wprowadzały element ciepła w fizjonomię kobiety.
-Nazywam się Konan. Cieszę się, że nie będę już jedyną kobietą w organizacji. – Obdarzyła mnie spojrzeniem, które nie mówiło mi wiele. Nie mogłam go rozszyfrować. Wprawdzie powiedział, że cieszy się, ale tylko z tego, że nie będzie już jedyna. Mam mieszane uczucia. Mam nadzieję, że jest po prostu ostrożna i na razie woli pozostawić relację na dystansie. Szkoda. Liczyłam, że z jedyną dotąd kobietą będzie mi łatwiej się dogadać.

   Gdy Konan odeszła, pomachał do mnie przypominający rekina mężczyzna. Był ogromny i niebieski. Naprawdę. Jego skóra miała nienaturalny błękitny odcień. Na twarzy wyróżniały się szpary skrzelowe. Interesujący koleś. Ciekawe czy kiedyś też miał problemy w społeczeństwie ze względu na swój wygląd. Gdy podeszłam, poklepał miejsce obok siebie, dając znak bym usiadła. Wpatrywał się w mnie swoimi małymi, rybimi oczkami. Na czole miał opaskę symbolizującą wioskę Mgły. Można, więc wnioskować, że facet jest skrzywiony psychicznie i zabija jak opętany.
-Witaj! Jestem Kisame Hoshigaki. – Przedstawił się grzecznie.
-Ja jestem Katsumi.
-Co taka dziewczyna, jak ty może tu robić? W organizacji terrorystycznej.
-Dezerterować. - Starałam się zażartować. - A tak poważnie, to nie trafiłam do organizacji z własnej woli. Jestem tu pod groźbą śmierci. – Nie zdradziłam mu, dlaczego znalazłam się tu. W sumie, to sama dokładnie nie wiedziałam.
-Skąd jesteś? Nie nosisz ochraniacza.
-Przez ostatnie kilka lat mieszkałam w Konoha. A przedtem to nie wiem. Mam dziury w pamięci. Dlatego nie noszę opaski. Nie przynależę donikąd.
-Jak widać, ja jestem z Kiri. – Tu wskazał na czoło. – Należałem niegdyś do Sekretnej drużyny wywiadu, jednak zamordowałem swoich towarzyszy. Po zabiciu mistrza, wstąpiłem w szeregi Siedmiu Mistrzów Miecza. Potem tułałem się po różnych nieprzyjemnych miejscach i jakoś tak trafiłem do Aka. – Słuchałam go uważnie. – Może chciałabyś abym opowiedział ci trochę o organizacji? – Przytaknęłam skwapliwie.
   Kisame rozsiadł się wygodnie na krześle i zaczął swoją opowieść.
-Jeśli chodzi o sam system funkcjonowania, to chodzi o to żeby wykonywać misje i słuchać znerwicowanego Lidera. Od czasu do czasu dostajemy poważniejsze zadania do wykonania typu uganiania się za ogoniastymi bestiami. – Drgnęłam. Niebieski zlustrowała mnie uważnie i jakby nigdy nic kontynuował. – Na misje wyruszamy z partnerami, bardzo rzadko wykonuje się zadania samodzielnie. Ale to wszystko będzie tłumaczył ci pewnie Pain. Jeśli chodzi o innych członków... Pewnie chcesz, co nie co wiedzieć, prawda?
-Jasne. Martwię się trochę wami wszystkimi. – Spuściłam wstydliwie wzrok. Kisame zaciekawił się. – Społeczeństwo zawsze mnie odrzucało. Brzydzono się mną. Zawsze byłam sama. A teraz trafiłam całkiem przypadkowo do terrorystycznej organizacji i będę musiała funkcjonować z wami. Ja nie umiem dogadać się z normalnymi ludźmi, a co dopiero z mordercami.
-Tym się przejmujesz? Że się z nami nie dogadasz? – Roześmiał się szczerze. Spojrzałam na niego rozdrażniona wybuchem wesołości. – Urocza jesteś. Nie przejmuj się. Na pewno uda ci się dogadać z większością, ale nie obiecuję, że ze wszystkimi.
-Dlaczego nie?
-Bo takie jednostki jak Uchiha czy Akasuna nie są stworzone do koegzystencji z innymi. – Przekrzywiłam głowę w akcie niezrozumienia. – Bo widzisz są wśród nas tacy, którym nie dogodzisz towarzystwem. Mają mnóstwo sekretów, przez co mnożą się im problemy. Nawet nie próbuj przebić się przez ich skorupę.

   Kisame wydawał się być sympatyczny. Mimo budzącego grozę wyglądu i miana mordercy, czułam sympatię do niego. Pierwszy raz od pani Shizune, ktoś poświęcił mi tak wiele uwagi. To było niezwykle przejmujące uczucie. Miałam wrażenie, że coś wyrwie mi się z piersi, a ja spłonę. Rozmawialiśmy jeszcze jakiś nieznaczny czas. Wszyscy wcześniej obecni opuścili kuchnię.
-Dobrze, może już na dziś zakończymy naszą jakże miłą pogawędkę, hem? – Niezbyt chętnie zgodziłam się na propozycję niebieskiego mężczyzny. – Musisz przyzwyczaić się do nowego pokoju, a poza tym powinnaś przebrać się. Jesteś cała umorusana zakrzepłą krwią. – Spojrzałam po sobie i wysnułam konkluzję, że ma rację. Nie przebierałam się od czasu walki z Itachim.

   Słońce chyliło się już ku zachodowi. Wyglądało jakby zaraz miało stopić się w jedność z ziemią. Dzień dogorywał. Dziś czułam się tak, jak tego dnia, gdy znalazła mnie pod drzewem pani Shizune. Miałam wewnętrzne przeczucie, że uda mi się tu zaaklimatyzować. A raczej było to głębokie pragnienie, rwące moje ciało. W tej organizacji było więcej osobliwości, niż dotąd spotkałam. Wśród nich nie wyróżniałam się aż tak bardzo. Choć na razie nie wiedzieli jeszcze, że jestem pojemnikiem na demona. Cóż, to mogło trochę komplikować sprawę. Jednak taka głupia iskierka, gdzieś wewnątrz mnie, mówi, że jakoś to będzie.

   Rozejrzałam się ciekawie po pokoju. Tu będę teraz rezydowała. Smutne szare ściany, które kiedyś były zapewne białe, nie wyglądały zachęcająco. Lecz co to za problem, przemalować je? A to stare, brudne łóżko też da się przywrócić do użytku. Podeszłam do niego i ściągnęłam pościel. Skierowałam się z nią do wcześniej otworzonego okna i zaczęłam trzepać. Nagle poczułam jakąś dziwną wilgoć na twarzy. Zacisnęłam pięści w bardzo żałosnym geście. W jednej chwili osunęłam się na podłogę i rozpłakałam się na dobre.

   Co ja robię? Jestem naprawdę wyjątkową idiotką. Co sobie wyobrażam? Że urządzę sobie pokoik, poznam kilku ludzi i zacznę cukierkowe życie. Idiotka! I to w dodatku skończona. Tak jestem skończona... Obecność tu to wyrok śmierci. Lider ma pewnie niezły ubaw. Bawi się mną, moimi uczuciami. Podsuwa pod nos smacznie wyglądające jabłko, które gnije od środka. Może lepiej byłoby skończyć ze sobą od razu. Jestem tak cholernie słaba. Jestem nikim. Boję się nawet odebrać sobie życie. Tak bardzo pragnę żyć. Tyle jeszcze chciałabym zrobić.


   Nawet nie wiem, kiedy zmorzył mnie sen. Skulona pod oknem, zaplątana w pościel spędziłam noc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Tyler