Promienie słońca
wpadały nieśmiało do niedużego pokoju. Niebo było bezchmurne, co zapowiadało
kolejny upalny dzień. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku, ziewając przy tym
potężnie. Zupełnie nie przejmowałam się faktem, że do umówionego spotkania z czcigodną Hokage zostało
mi niewiele czasu. Tradycyjnie się spóźnię, a ona, jak zazwyczaj złaja mnie.
Przyzwyczaiłam się, więc nie ma czym się martwić.
Przeciągnęłam
palcami po głowie odgarniając niesforne kosmyki, sprawnie omijając kocie uszy,
które tak jak i ogon są moim wynaturzeniem. Może nie byłoby to takie dziwne, bo
w świecie shinobi zdarzają się przypadki odmieńców. Są jednak one zazwyczaj
związane z umiejętnościami klanowymi, bądź laboratoryjną ingerencją w
geny. W moim przypadku nie jest to żadna
z tych rzeczy. Pomijając już fakt, że większość wydarzeń sprzed dwunastego roku
życia jest zupełnie wymazana z mojej pamięci. Miewam jakieś drobne
przebłyski, ale to naprawdę rzadkość. Sprawcą mojej odmienności jest pewne
cholerstwo, które we mnie siedzi.
Zmusiłam się do
wstania. Zebrałam potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki. Stanęłam przed
lustrem. Odbicie, które w nim zobaczyłam wcale mnie nie zdziwiło. Jak co dzień
ujrzałam dziewczynę o długich do połowy uda brązowych włosach.
Patrzyła na mnie piwnymi oczami. Nie była zbyt wysoka. Nerwowo podrygiwała ogonem.
Umyłam się,
ubrałam i uczesałam naprawdę ekspresowo. W biegu podrapałam po grzbiecie śpiącą jeszcze kotkę. Wyskoczyłam przez okno, lądując na dachu sąsiedniego
budynku i popędziłam w stronę siedziby Hokage. Miałam tylko nadzieję, że
Tsunade nie rozwali mi głowy o kant biurka za kolejne spóźnienie.
Stanęłam przed drzwiami do biura Kage i niepewnie zapukałam. Zamiast gniewnego -wejść, dostałam drewnianą
szafką na powitanie.
-Ile jeszcze miałam na ciebie czekać, hę? – Blondyna
wydarła się na całe gardło. Cóż, chyba nie była w najlepszym humorze. Jak zwykle gdy ją widziałam, zachwyciłam się jej prezencją. Dzięki tajemnej technice
nie można było poznać po niej żadnych oznak starzenia. Jej skóra i włosy wciąż były w nienagannym stanie, jakby nadal miała dwadzieścia lat. I oczywiście jak zawsze
świeciła swym słynnym biustem. Jednak nie tylko z tego była znana. Była
genialnym medykiem i miała niezłą parę w rękach. Nie na darmo została Kage
Liścia.
-Przepraszam, pani Hokage. – Gnąc się w pół, bacznie obserwowałam jej ruchy, oczekując kolejnego ataku. –
Znów zaspałam.
-Uważaj, bo całe życia prześpisz. – Wtrąciła różowo-włosa
kunoichi zwana Sakurą. Najbardziej wkurzająca istota pod słońcem. Gdy tylko ją
widziała, od razu pogarszał mi się humor.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Zauważyłam panią Shizune stojącą w kącie i przeglądającą jakieś dokumenty.
Uśmiechnęłam się do niej ukradkiem. Oprócz niej, pani Hokage i Sakury byli tam
jeszcze Kiba i Hinata. Nagle do biura wpadła największa porażka Konohy - Naruto
Uzumaki. Pod pewnym względem byliśmy podobni i często było mi go żal, co jednak
nie zmienia faktu, że go nie znosiłam. Był zbyt hałaśliwy. Hokage zjechała go równo i w końcu
przeszliśmy do konkretów.
-Jutro udacie się na misję z
Kakashim. Waszym celem będzie ochrona Kazekage. Dostaliśmy wiadomość, że do
Suny zbliża się Akatsuki. Nie możemy pozwolić na to, aby przejęli nosiciela
Shukaku.
Hokage jeszcze przez jakiś czas tłumaczyła nam,
co dokładnie mamy robić podczas naszej misji. Spotkać mieliśmy się jutro przed
bramą wejściową do wioski. Trzeba się będzie przygotować. Ale najpierw coś
zjem, bo mam wrażenie, że żołądek zaraz wessie mnie od środka. Kierowana wilczym apetytem ruszyłam w stronę Ichiraku Ramen. Wioska Liścia o tej
porze roku była bardzo przyjemna. Delikatne podmuchy wiatru niosły ze sobą
cudowny zapach kwitnących drzew. Łapczywie wdychałam przez nozdrza roślinne
aromaty. Nie byłam sentymentalnie związana z tym miejscem, ale uroku nie można
było mu odmówić. Mieszkałam tu od kilku lat, jednak nadal czułam się obca. Ludzie
zerkali na mnie niepewnie, jakbym miała im coś zrobić. Czy wiedzieli o Nim? Nie
wiem. Może tylko ja nie potrafiłam się dostosować. Wciąż byłam intruzem.
Na moje szczęście bar z ramen był pusty. Odetchnęłam z ulgą, nie przepadałam za tłumami. Usadowiłam się na moim stałym miejscu i tak jak to robiłam od pierwszego
zawitania w Ichiraku zamówiłam klasyczny rosół z dodatkowym imbirem. Gdy tak
jadłam sobie spokojnie i układałam najczarniejsze scenariusze konwersacji z irytującymi wychowankami Hatake, do lokalu wparowała zadyszana postać,
potrącając mnie i miskę mojego makaronu. Kluski momentalnie wystąpiły z brzegów naczynia i rozbryznęły się na blacie i podłodze.Wściekła miałam już
zacząć psioczyć na przybysza, lecz gdy podniosłam wzrok znad mokrego od rosołu stołu, poczułam wzbierające we mnie irracjonalne przerażenie. Wewnętrzny głos nakazywał natychmiastową ucieczkę.
Przede mną stał mężczyzna z zamaskowaną szalem twarzą. Na jego ramieniu widniał wyhaftowany kwiat jaśminu. Już kiedyś widziałam ten emblemat, tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jednak nie wywoływał on we mnie pozytywnych odczuć, a wręcz przeciwnie. Te cholerne dziury we wspomnieniach.
Przede mną stał mężczyzna z zamaskowaną szalem twarzą. Na jego ramieniu widniał wyhaftowany kwiat jaśminu. Już kiedyś widziałam ten emblemat, tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Jednak nie wywoływał on we mnie pozytywnych odczuć, a wręcz przeciwnie. Te cholerne dziury we wspomnieniach.
-Och przepraszam panienko. Czy
nie oparzyłaś się?
Niezauważalnie wzięłam głębszy oddech, aby
się uspokoić. Strach zelżał, a ja w końcu mogłam odpowiedzieć.
-Nie. - Szybko uciekłam wzrokiem w bok. Nie byłam w stanie dłużej patrzeć na nieznajomego.
-Może mógłbym jakoś
zrekompensować szkody? Zamówię panience ramen na mój koszt.
-Nie, dziękuję. Właściwie już się
najadłam. – Nie myśląc zbyt wiele, pozostawiłam zapłatę na zachlapanym rosołem blacie i jak najszybciej ewakuowałam się z baru.
Biegłam co sił. Nie, ja uciekałam. Gdy w końcu opanowałam instynkt, który krzyczał: wiać!
Zaczęłam się gryźć, że nie przyjrzałam się dokładniej temu mężczyźnie i nie
spróbowałam przypomnieć sobie czegoś z nim związanego lub ze znakiem jaśminu,
który to, tak naprawdę wydobył ze mnie dawno zapomniany lęk. Zrezygnowana swoją głupotą, z
na wpół pełnym żołądkiem ruszyłam do domu.
Stojąc przy drzwiach,
poczułam za nimi tak dobrze mi znaną i ciepłą aurę.
-Witaj Miyuru! – Przyklękłam na
progu, by pogłaskać kotkę, która w odpowiedzi otarła się o moje nogi. Futerko miała miękkie i puszyste. Była najcudowniejszym
kotem na świecie. Gdy usiadłam na łóżku i ze zmarnowaną miną wlepiałam wzrok
w podłogę, natychmiast przysiadła obok mnie i na pocieszenie połaskotała delikatnym ogonkiem. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi
wielkimi pomarańczowymi ślepiami, z jeśli to możliwe dla kota, zatroskaniem.
-Co jest nie tak, Katsumi? –
Przez moje myśli przemknęło pytanie zadane telepatycznie przez zwierzaka.
Kotka była niezwykła. Nie wiem jak to się działo, ale potrafiła ze mną rozmawiać. Wiele razy próbowałam dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest. Gdy pytałam czy jest kotem-ninja, zaprzeczała. Była ze mną odkąd pamiętam, jako jedyny towarzysz.
-W Ichiraku Ramen spotkałam
podejrzanego typa. Nie mam pojęcia dlaczego, ale gdy tylko na niego spojrzałam zdjął mnie lęk. Nie rozumiem, co się dzieje. Dlaczego wszystko jest takie niejasne, zatopione w mroku? To doprowadza mnie do szału,
Miyuru! Czy to Jego wina? To On się mną bawi?!
Kotka była niezwykła. Nie wiem jak to się działo, ale potrafiła ze mną rozmawiać. Wiele razy próbowałam dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest. Gdy pytałam czy jest kotem-ninja, zaprzeczała. Była ze mną odkąd pamiętam, jako jedyny towarzysz.
Super :D Ciekawe i fajnie napisane :>
OdpowiedzUsuńDziękuję : ) cieszy mnie to, że komuś się podoba
Usuń